Wszystko zaczęło się półtora roku temu. Jak zwykle
rano jedząc parę herbatników i popijając je kawą rozmyślałem nad
rozrywkami nadzisiejszy dzień. Ojciec wyjechał, więc to ja musiałem
opiekować się młodszą siostrą która była dla mnie wszystkim. Chcą traktować ją jak najlepiej musiałem się wykazywać ogromnąkreatywnością, aby dogodzić tak młodej i energicznej osóbce. Z
czasem stawało się to coraz trudniejsze zracji na jej chorobę która
męczyła ją coraz bardziej. Choroba aczkolwiek nieśmiertelna dawała
młodej dziewczynie w kość co czasami odbijało się narelacjach
brat-siostra które do tej pory były bardzo dobre. Catherine chciałażyć
pełnią życia, a ja jej na to nie pozwalałem. Po prostu troszczyłem się
onią.Taka rola starszego brata.
Siedząc tak przy stole usłyszałem tupot stóp, biegnących poschodach w stronę pomieszczenia w którym się znajdowałem.
-Matheooo! Matheo, gdzie jesteś? – wołała dziewczynka.
-Jestem w jadalni- odpowiedziałem, przygotowując się naegzortę którą będę zmuszony wysłuchać.
Kroki
były coraz bardziej donośne ,aż w końcu drzwi dojadalni otworzyły się i
na progu stanęła trzynastolatka mająca na sobiezaledwie jedwabną
piżamkę i puchowe kapcie. Jej blond włosy były potargane,a oczy jak
zwykle błyszczały zapałem i energią która wypływała z tej
młodej,aczkolwiek dojrzałej osóbki.
- Widziałeś gdzieś Belle? Nigdzie jej nie ma- zamartwiałasię Catherine.
- Pewnie poszła zakopać kość w ogrodzie lub ..zrobić coś corobią takie psy jak ona- tłumaczyłem biorąc kolejny łyk kawy.
-
No może..ale chwilkę- pomyślała- czyżbyś znowu zamknął jąw ogrodzie?!
Przecież tyle razy ci mówiłam abyś sprawdzał przed zamknięciemogrodu czy
jej tam nie ma! – tłumaczyła mi młodsza siostra.
-
Nie muszę sprawdzać czy jest w ogrodzie ponieważ mamy specjalnąklapkę
dla Belli która umożliwia jej bezproblemowe, samodzielne wejście do
domui wyjście z niego.
Próbując tak przegadać siostrę zauważyłem psa który stał takjak by przyglądał się całej tej scenie.
-No może, przepraszam- ciągnęła dalej trzynastolatka.
-Nie przepraszaj, lepiej spójrz za siebie-odpowiedziałem.
Catherine
obróciła się na pięcie i spojrzała się na psaktóry miał w pysku coś
dziwnego, jakby kryształ bardzo rzadkiego gatunku. Mieniłsię on w
promieniach słońca tak pięknie że mała dziewczyna nie powstrzymała sięi
postanowiła ,,pożyczyć’’ kryształ
odpsa, a ja przyglądałem się temu z uśmiechem na ustach. Słysząc
pukanie do drzwiodwróciłem głowę. Usłyszałem jeszcze tylko że Bella
popędziła z kryształkiem wpysku w niewiadomym dla mnie kierunku.
Otworzyłem drzwi. Na betonowychschodkach stała Emma- niezdarna gosposia
która dostała tą pracę ze względu naprzyjaźń z moim ojcem, i zaufaniem
którym ją darzył. Wcześniej pracowała w jakobarmanka w barze za rogiem,
ale wyrzucili ją z powodu jej wielkiejniekompetencji.
Lubiłem
jej zawracać głowę moimi historyjkami któreciekawiły ją tak samo jak
mała Catherine. Nie dziwiłem się jej, czasami onasama zachowywała się
dziecinniej niż moja siostra. Miałem do niej pełnezaufanie , lecz
czasami wolałem zrobić coś bez jej pomocy. Wyszło mi to nadobre,
stawałem się bardziej samodzielny. W tedy jeszcze nie wiedziałem co
mnieczeka.
Siedziałem przy stole w kuchni pijąc
herbatę i rozmawiającz kobietą. Nagle koło moich stóp przebiegł nasz
pupil, a za nim próbującaodebrać zwierzęciu znalezisko trzynastolatkę.
Udało mi się złapać Belle ipołożyłem suczkę na moich kolanach. Zwierzak
poluźnił szczękę, tak jakby chciałdać mi drogocenny kamień. Złapałem za
seledynowy kryształek. Nagle jasne,białe światło oślepiło mnie, a moc z
jaką mnie odepchnął była ogromna. Poczułemtylko wielką siłę która z
łatwością uderzyła mną o ścianę wywołując chwilową utratę przytomności.
Kiedy
się obudziłem leżałem na podłodze, a głowa pękała mi zbólu. Czułem się
tak jak bym miał znowu zemdleć. Nade mną stała Emma która jakzwykle
zaczęła panikować, a obok mnie na podłodze klęczała Catherine
czekającana moje przebudzenie.
-Boże święty, co
to było? On może mieć wstrząs mózgu, albopołamane wszystkie
kości...-lamentowała gosposia chodząca w koło rodzeństwa.
-Nic mi nie jest- uspokajałem wszystkich.
-Co to do licha było? – zastanawiała się dziewczynka.
-Sam chciał bym wiedzieć- odpowiedziałem, wstając z zimnejpodłogi.
-Idź się lepiej połóż, odpocznij- radziła starsza kobieta.
W
drodze do pokoju poczułem coś kującego na języku.Zboczyłem z drogi aby
wejść do łazienki. Stanąłem przed lustrem i spostrzegłemże kryształek
który wcześniej odebrałem psu, znalazł się nagle w moim języku.Nie
mogłem w to uwierzyć, lecz po krótkich przemyśleniach pomyślałem że
totylko sen. Wszedłem do pokoju i położyłem się na łóżku. Nie mogłem
przestaćmyśleć o zajściu w kuchni. Po głowie chodziło mi mnóstwo pytań
na które nawetja sobie dam nie dałem rady odpowiedzieć, lecz doszedłem
do wniosku, że to co sięstało to nie jawa czy sen, lecz zdarzenie z
prawdziwego życia. I tak zaczęłasię moja przygoda z kryształem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz