poniedziałek, 1 października 2012

Matheo, prolog.

   Wszystko zaczęło się półtora roku temu. Jak zwykle rano jedząc parę herbatników i popijając je kawą rozmyślałem nad rozrywkami nadzisiejszy dzień. Ojciec wyjechał, więc to ja musiałem opiekować się młodszą siostrą która była dla mnie wszystkim. Chcą traktować ją jak najlepiej musiałem się wykazywać ogromnąkreatywnością, aby dogodzić tak młodej i energicznej osóbce.  Z czasem stawało się to coraz trudniejsze zracji na jej chorobę która męczyła ją coraz bardziej. Choroba aczkolwiek nieśmiertelna dawała młodej dziewczynie w kość co czasami odbijało się narelacjach brat-siostra które do tej pory były bardzo dobre. Catherine chciałażyć pełnią życia, a ja jej na to nie pozwalałem. Po prostu troszczyłem się onią.Taka rola starszego brata.
 Siedząc tak przy stole usłyszałem tupot stóp, biegnących poschodach w stronę pomieszczenia w którym się znajdowałem.
-Matheooo! Matheo, gdzie jesteś? – wołała dziewczynka.
-Jestem w jadalni- odpowiedziałem, przygotowując się naegzortę którą będę zmuszony wysłuchać.
Kroki były coraz bardziej donośne ,aż w końcu drzwi dojadalni otworzyły się i na progu stanęła trzynastolatka mająca na sobiezaledwie jedwabną piżamkę i puchowe kapcie. Jej blond włosy były potargane,a oczy jak zwykle błyszczały zapałem i energią która wypływała z tej młodej,aczkolwiek  dojrzałej osóbki.
- Widziałeś gdzieś Belle? Nigdzie jej nie ma- zamartwiałasię Catherine.
- Pewnie poszła zakopać kość w ogrodzie lub ..zrobić coś corobią takie psy jak ona- tłumaczyłem biorąc kolejny łyk kawy.
- No może..ale chwilkę- pomyślała- czyżbyś znowu zamknął jąw ogrodzie?! Przecież tyle razy ci mówiłam abyś sprawdzał przed zamknięciemogrodu czy jej tam nie ma! – tłumaczyła mi młodsza siostra.
- Nie muszę sprawdzać czy jest w ogrodzie ponieważ mamy specjalnąklapkę dla Belli która umożliwia jej bezproblemowe, samodzielne wejście do domui wyjście z niego.
Próbując tak przegadać siostrę zauważyłem psa który stał takjak by przyglądał się całej tej scenie.
-No może, przepraszam- ciągnęła dalej trzynastolatka.
-Nie przepraszaj, lepiej spójrz za siebie-odpowiedziałem.
Catherine obróciła się na pięcie i spojrzała się na psaktóry miał w pysku coś dziwnego, jakby kryształ bardzo rzadkiego gatunku. Mieniłsię on w promieniach słońca tak pięknie że mała dziewczyna nie powstrzymała sięi postanowiła ,,pożyczyć’’  kryształ odpsa, a ja przyglądałem się temu z uśmiechem na ustach. Słysząc pukanie do drzwiodwróciłem głowę. Usłyszałem jeszcze tylko że Bella popędziła z kryształkiem wpysku w niewiadomym dla mnie kierunku. Otworzyłem drzwi. Na betonowychschodkach stała Emma- niezdarna gosposia która dostała tą pracę ze względu naprzyjaźń z moim ojcem, i zaufaniem którym ją darzył. Wcześniej pracowała w jakobarmanka w barze za rogiem, ale wyrzucili ją z powodu jej wielkiejniekompetencji.
Lubiłem jej zawracać głowę moimi historyjkami któreciekawiły ją tak samo jak mała Catherine. Nie dziwiłem się jej, czasami onasama zachowywała się dziecinniej niż moja siostra. Miałem do niej pełnezaufanie , lecz czasami wolałem zrobić coś bez jej pomocy. Wyszło mi to nadobre, stawałem się bardziej samodzielny. W tedy jeszcze nie wiedziałem co mnieczeka.
Siedziałem przy stole w kuchni pijąc herbatę i rozmawiającz kobietą. Nagle koło moich stóp przebiegł nasz pupil, a za nim próbującaodebrać zwierzęciu znalezisko trzynastolatkę. Udało mi się złapać Belle ipołożyłem suczkę na moich kolanach. Zwierzak poluźnił szczękę, tak jakby chciałdać mi drogocenny kamień. Złapałem za seledynowy kryształek. Nagle jasne,białe światło oślepiło mnie, a moc z jaką mnie odepchnął była ogromna. Poczułemtylko wielką siłę która z łatwością uderzyła mną o ścianę wywołując  chwilową utratę przytomności.
Kiedy się obudziłem leżałem na podłodze, a głowa pękała mi zbólu. Czułem się tak jak bym miał znowu zemdleć. Nade mną stała Emma która jakzwykle zaczęła panikować, a obok mnie na podłodze klęczała Catherine czekającana moje przebudzenie.
-Boże święty, co to było? On może mieć wstrząs mózgu, albopołamane wszystkie kości...-lamentowała gosposia chodząca w koło rodzeństwa.
-Nic mi nie jest- uspokajałem wszystkich. 
-Co to do licha było? – zastanawiała się dziewczynka.
-Sam chciał bym wiedzieć- odpowiedziałem, wstając z zimnejpodłogi.
-Idź się lepiej połóż, odpocznij- radziła starsza kobieta.
  W drodze do pokoju poczułem coś kującego na języku.Zboczyłem z drogi aby wejść do łazienki. Stanąłem przed lustrem i spostrzegłemże kryształek który wcześniej odebrałem psu, znalazł się nagle w moim języku.Nie mogłem w to uwierzyć, lecz po krótkich przemyśleniach pomyślałem że totylko sen. Wszedłem do pokoju i położyłem się na łóżku. Nie mogłem przestaćmyśleć o zajściu w kuchni. Po głowie chodziło mi mnóstwo pytań na które nawetja sobie dam nie dałem rady odpowiedzieć, lecz doszedłem do wniosku, że to co sięstało to nie jawa czy sen, lecz zdarzenie z prawdziwego życia. I tak zaczęłasię moja przygoda z kryształem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz