To była długa noc. Nie mogłem spać, a gdy tylko zamknąłemoczy ujrzałem to
puste, przerażające ichłodne spojrzenie zjawy wpatrującej się we mnie.
Czułem jej przeszywające spojrzeniektóre tkwiło na moim języku.Nie
odrywała ode mnie wzroku. Mówiła bym kierowałsię do miasta dziewięciu
wież, na północnym-wschodzie aby spotkać pozostałeżywioły.Domyślałem się
że to wszystko ma związek z małym, seledynowymklejnocikiem posiadający
ogromną moc który już od półtora
roku tkwił w mojej jamie ustnej. Przyzwyczaiłem sięjuż do innego stylu
życia związanego z tym oto klejnotem, zwanym też ,,kryształemżywiołu’’ .
๑ˋεïзˊ๑
Usiadłem
na łóżku imyślałem nad tym co powiedział mi tajemnicza, mroczna postać z
mojego snu. Mam się udać do miasta z dziewięcioma wieżami. Ale, gdzie to
jest? Jak ja mam siętam dostać? Dlaczego to właśnie ja mam tam
wyjechać? Pytań było naprawdę wiele,ale nie miałem czasu aby nad tym z
byt długo rozmyślać. Podjąłem spontanicznądecyzję-jadę. Z hukiem wyjąłem
walizkę z szafy budząc tym hałasem Catherine.Spakowałem wszystkie
najpotrzebniejsze żeby i zacząłem szukać w internecie
jakichkolwiekinformacji na temat ,,miasta dziewięciu wież’’. Dopiero po
dłuższym czasieznalazłem istotniejsze rzeczy na ten temat. Dowiedziałem
się, iż miastemdziewięciu wież nazywane jest miasteczko Mestia,
położonego pośród długiegopasma gór.Poczytałem trochę na ten temat i
wziąłem się do obmyślania trasy gdynagle do pokoju weszła moja siostra.
- A więc jednak wyjeżdżasz? –zapytała.
-No
niestety, muszę. Chcę się dowiedzieć co jest przyczynątego wszystkiego,
a mam wrażenie że tam znajdę odpowiedź –wytłumaczyłem jej.
Catherine spojrzała się na mnie a na jej twarzy pojawił sięszeroki uśmiech ujawniający jej śnieżno-białe zęby.
-Świetnie, więc jadę z tobą, taki wyjazd dobrze mi zrobi.Idę się wiec spakować.
Nim
powiedziałem jej że nie może ze mną jechać, że toniebezpieczne wyszła
radośnie z pokoju zatrzaskując za sobą drzwi. Pomyślałem,że to może
dobrze że ktoś będzie przy mnie i że nie będę sam się tłukł przezcałą
Europę. Z drugiej strony trochę się bałem. No ale muszę podjąć to
ryzyko,czy tego chcę czy nie.
Po
godzinie Ja iCatherine byliśmy już gotowi. Wychodząc z domu
spostrzegłem Mirage stojącą napodjeździe. Zdawałoby się że czeka na
kogoś. Nie zważając na nią uwagi zamknąłemdrzwi i zmierzyliśmy w stronę
dworca autobusowego. Szatynka odwróciła się wnaszą stronę, a jej oczy
zalśniły. Przystanąłem, widząc że zmierza ku mnie.
- Cześć Matheo! – krzyknęła wesoło, a na jej twarzy zagościłszczery uśmiech.
- Witaj Mirage – odpowiedziałem, odwzajemniając ten uśmiech-Co cię tu sprowadza?
-Słayszałam że wyjeżdżasz, i chciałam się z tobą pożegnać-odpowiedziała, a wtem momentalnie z twarzy zniknął jej uśmiech.
Mirage
to moje znajoma z szkoły.Miała długie, czekoladowewłosy i brązowe oczy
które iskrzyły się niczym tafla wody w blasku wschodzącegosłońca.Nigdy
jakoś specjalnie nie rozmawialiśmy, dlatego zaskoczyło mnie to
żeprzyszła się ze mną pożegnać.
- To może ja już pomału będę szła, dogonisz mnie, prawdaMatheo? – zapytała Catherine biorąc moją walizkę i oddalając się pomału.
-Tak, dogonię.
Gdy Catherine odeszła od nas nagle zastała niezręczna cisza. Długo staliśmy naprzeciw siebie zespuszczonymi głowami. W końcu doszedłem do wniosku że to ja powinienem zacząćrozmowę.
- Będzie mi cię brakowało..-zacząłem.
-Mi ciebie też Matheo- odpowiedziała- Ale mam nadzieję żejeszcze się spotkamy.
-Ja
też- uśmiechnąłem się dla rozluźnienia atmosfery którabyła bardzo
napięta- A teraz przepraszam Cię Mirage, ale muszę iść na autobus.
W
tedy dziewczyna zrobiła coś czego się kompletnie niespodziewałem.
Uniosła głowę i pocałowała mnie, po czym odeszła bez słowa. Stałemwryty w
ziemię i nie wiedziałem co o tym myśleć. Strasznie mnie to
zaskoczyło.Alepo chwili wróciłem do rzeczywistości i ruszyłem w stronę
dworca autobusowego.
๑ˋεïзˊ๑
Kiedy
staliśmy czekając na przyjazd autobusu Catherineciągle była
uśmiechnięta i radosna, gdy ja trzęsłem się z zimna i nie miałem wcale
ochoty na żarty. Bynajmniej nie teraz. Siedziałem na ławce z laptopem
izajmowałem się tym, co robiłem przez cały dzień, czyli szukałem
informacji natemat Mestii. Nie miałem pojęcia jak się tam dostaniemy.
Jechałem w ciemno ipraktycznie nic nie było zaplanowane. Po prostu
miałem jeden cel, dotrzeć domiasta dziewięciu wież za wszelką cenę.
-Przed nami długa i wykończająca droga ,bracie –westchnęła Catherinełapiąc za walizki i wchodząc do pojazdu.
Doskonale wiedziałem że moja siostra ma racje. Tak, jak byczytała mi w myślach.
๑ˋεïзˊ๑
Siedząc już na swoich miejscach, zaczęliśmy rozmawiaćpraktycznie o wszystkim. W
końcu czekałanas kilku dziesięciogodzinna podróż, a żadne z nas nie
miało zamiaru spędzićjej w ciszy. Tematów do rozmowy nie było widać
końca, lecz gdy nastała noc, iMnie i Catherine znużył sen.Położyliśmy
się wygodnie na siedzeniach w naszymprzedziale, przykryliśmy kocami
które zabraliśmy ze sobą z domu i zgasiliśmyświatło..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz