poniedziałek, 1 października 2012

Matheo, I część.

To była długa noc. Nie mogłem spać, a gdy tylko zamknąłemoczy ujrzałem  to puste, przerażające ichłodne spojrzenie zjawy wpatrującej się we mnie. Czułem jej przeszywające spojrzeniektóre tkwiło na moim języku.Nie odrywała ode mnie wzroku. Mówiła bym kierowałsię do miasta dziewięciu wież, na północnym-wschodzie aby spotkać pozostałeżywioły.Domyślałem się że to wszystko ma związek z małym, seledynowymklejnocikiem posiadający ogromną moc który już od półtora roku tkwił w mojej jamie ustnej. Przyzwyczaiłem sięjuż do innego stylu życia związanego z tym oto klejnotem, zwanym też ,,kryształemżywiołu’’ .
                                                                             ˋεïзˊ
  Usiadłem na łóżku imyślałem nad tym co powiedział mi tajemnicza, mroczna postać z mojego snu. Mam się udać do miasta z dziewięcioma wieżami. Ale, gdzie to jest? Jak ja mam siętam dostać? Dlaczego to właśnie ja mam tam wyjechać? Pytań było naprawdę wiele,ale nie miałem czasu aby nad tym z byt długo rozmyślać. Podjąłem spontanicznądecyzję-jadę. Z hukiem wyjąłem walizkę z szafy budząc tym hałasem Catherine.Spakowałem wszystkie najpotrzebniejsze żeby i zacząłem szukać w internecie jakichkolwiekinformacji na temat ,,miasta dziewięciu wież’’. Dopiero po dłuższym czasieznalazłem istotniejsze rzeczy na ten temat. Dowiedziałem się, iż miastemdziewięciu wież nazywane jest miasteczko Mestia, położonego pośród długiegopasma gór.Poczytałem trochę na ten temat i wziąłem się do obmyślania trasy gdynagle do pokoju weszła moja siostra.
- A więc jednak wyjeżdżasz? –zapytała.
-No niestety, muszę. Chcę się dowiedzieć co jest przyczynątego wszystkiego, a mam wrażenie że tam znajdę odpowiedź –wytłumaczyłem jej.
Catherine spojrzała się na mnie a na jej twarzy pojawił sięszeroki uśmiech ujawniający jej śnieżno-białe zęby.
-Świetnie, więc jadę z tobą, taki wyjazd dobrze mi zrobi.Idę się wiec spakować.
Nim powiedziałem jej że nie może ze mną jechać, że toniebezpieczne wyszła radośnie z pokoju zatrzaskując za sobą drzwi. Pomyślałem,że to może dobrze że ktoś będzie przy mnie i że nie będę sam się tłukł przezcałą Europę. Z drugiej strony trochę się bałem. No ale muszę podjąć to ryzyko,czy tego chcę czy nie.
 Po godzinie Ja iCatherine byliśmy już gotowi. Wychodząc z domu spostrzegłem Mirage stojącą napodjeździe. Zdawałoby się że czeka na kogoś. Nie zważając na nią uwagi zamknąłemdrzwi i zmierzyliśmy w stronę dworca autobusowego. Szatynka odwróciła się wnaszą stronę, a jej oczy zalśniły. Przystanąłem, widząc że zmierza ku mnie.
- Cześć Matheo! – krzyknęła wesoło, a na jej twarzy zagościłszczery uśmiech.
- Witaj Mirage – odpowiedziałem, odwzajemniając ten uśmiech-Co cię tu sprowadza?
-Słayszałam że wyjeżdżasz, i chciałam się z tobą pożegnać-odpowiedziała, a wtem momentalnie z twarzy zniknął jej uśmiech.
Mirage to moje znajoma z szkoły.Miała długie, czekoladowewłosy i brązowe oczy które iskrzyły się niczym tafla wody w blasku wschodzącegosłońca.Nigdy jakoś specjalnie nie rozmawialiśmy, dlatego zaskoczyło mnie to żeprzyszła się ze mną pożegnać.
- To może ja już pomału będę szła, dogonisz mnie, prawdaMatheo? – zapytała Catherine biorąc moją walizkę i oddalając się pomału.
-Tak, dogonię.
Gdy Catherine odeszła od nas nagle zastała niezręczna cisza.  Długo staliśmy naprzeciw siebie zespuszczonymi głowami. W końcu doszedłem do wniosku że to ja powinienem zacząćrozmowę.
- Będzie mi cię brakowało..-zacząłem.
-Mi ciebie też Matheo- odpowiedziała- Ale mam nadzieję żejeszcze się spotkamy.
-Ja też- uśmiechnąłem się dla rozluźnienia atmosfery którabyła bardzo napięta- A teraz przepraszam Cię Mirage, ale muszę iść na autobus.
W tedy dziewczyna zrobiła coś czego się kompletnie niespodziewałem. Uniosła głowę i pocałowała mnie, po czym odeszła bez słowa. Stałemwryty w ziemię i nie wiedziałem co o tym myśleć. Strasznie mnie to zaskoczyło.Alepo chwili wróciłem do rzeczywistości i ruszyłem w stronę dworca autobusowego.
                                                                               ˋεïзˊ
Kiedy staliśmy czekając na przyjazd autobusu Catherineciągle była uśmiechnięta i radosna, gdy ja trzęsłem się z zimna i nie miałem wcale ochoty na żarty. Bynajmniej nie teraz. Siedziałem na ławce z laptopem izajmowałem się tym, co robiłem przez cały dzień, czyli szukałem informacji natemat Mestii. Nie miałem pojęcia jak się tam dostaniemy. Jechałem w ciemno ipraktycznie nic nie było zaplanowane. Po prostu miałem jeden cel, dotrzeć domiasta dziewięciu wież za wszelką cenę.
Po kilku minutach przyjechał autobus którym mieliśmy udać się nalotnisko w Niemczech.
-Przed nami długa i wykończająca droga ,bracie –westchnęła Catherinełapiąc za walizki i wchodząc do pojazdu.
Doskonale wiedziałem że moja siostra ma racje. Tak, jak byczytała mi w myślach.
                                                                               ˋεïзˊ
Siedząc już na swoich miejscach, zaczęliśmy rozmawiaćpraktycznie o wszystkim.  W końcu czekałanas kilku dziesięciogodzinna podróż, a żadne z nas nie miało zamiaru spędzićjej w ciszy. Tematów do rozmowy nie było widać końca, lecz gdy nastała noc, iMnie i Catherine znużył sen.Położyliśmy się wygodnie na siedzeniach w naszymprzedziale, przykryliśmy kocami które zabraliśmy ze sobą z domu i zgasiliśmyświatło..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz