wtorek, 2 października 2012

Matheo, część II.


Gdy ja i Catherine obudziliśmy się, było już południe, lecz nadal chciało nam się spać. Nie dane było nam to jednak, gdyż dzieliło nas tylko kilka kilometrów od lotniska, z którego mieliśmy wyruszyć wprost do Mestii. Pogoda była wprost idealna na taką wyprawę. Świeciło słońce, niebo było bezchmurne, a w powietrzu unosił się świeży zapach skoszonej trawy. Lubiłem go, zawsze przypominał mi nasz rodzinny dom i nasz ogród, w którym tak lubiliśmy wszyscy przebywać.
Było bardzo ciepło, więc ucieszyłem się, gdy wychodząc poczułem podmuch chłodnego wiatru. Miałem ochotę tu zostać, usiadłbym wygodnie w fotelu i poczytał książkę, a co jakiś czas popijałbym zimny sok z parasoleczką. Niestety nie mieliśmy czasu, więc od razu ruszyliśmy w stronę budynku. Od dworca autobusowego do lotniska było około pięćset metrów drogi, więc postanowiliśmy nie brać taksówki mimo tego, iż mieliśmy sporo rzeczy przy sobie.
Kiedy byliśmy już nie daleko, spostrzegliśmy się, że na zewnątrz prawie nikogo nie ma. Na początku zwątpiłem. ,,A może dziś nigdzie się nie wybierzemy?’’ - zastanowiłem się przez chwilę. Mimo chwili słabości, poszliśmy dalej. Nikt nic nie mówił, oboje modliliśmy się tylko o to, aby lotnisko nie było zamknięte. Stojąc przed drzwiami, nie wiedziałem, czego mam się spodziewać. Catherine spojrzała się na mnie i powiedziała:
- No otwieraj te drzwi! Ręce mi już odpadają od ciężaru tych bagaży!
Położyłem rękę na klamce i powoli zacząłem otwierać drzwi. Ku mojemu zdziwieniu, mimo iż na zewnątrz nie było żywej duszy, w środku był jeden wielki tłok, a kolejka po bilety była gigantyczna. Patrząc na tłumy ludzi, odechciało mi się podróżowania, lecz mimo wszystko złapałem za walizki i rzekłem do Catherine:
- Idziemy. Nie mamy na co czekać.

Przebijając się przez te cały tłok, chciałem tylko się stąd wydostać i mieć już to z głowy. Zamyślony, nie zauważyłem dziewczyny, która biegnąc, zderzyła się ze mną.
Obudziłem się dopiero po kilku minutach. Pamiętam, że bardzo bolała mnie wtedy głowa, ponieważ uderzyłem  nią w walizkę czerwonowłosej dziewczyny.
Pierwsze co ujrzałem to wysoką, młodą kobietę o czekoladowych oczach i ciemnoczerwonych włosach. Była ona bardzo przestraszona. Catherine zaś stała obok niej, a usta miała zasłonięte dłonią.
- Ała, moja głowa - jęknąłem z bólu. Ze zdziwieniem popatrzyłem na obie dziewczyny.
- Przepraszam! - zaczęła jedna z nich. - Nic ci nie jest? - dopytywała się czerwonowłosa. 
- Nie, nic mi się nie stało. Po prostu potknąłem się i uderzyłem głową w walizkę, nic wielkiego - tłumaczyłem, patrząc na dziwną, ciemnoczerwono włosą dziewczynę o pięknych, czekoladowych oczach i delikatnych rysach twarzy.
- Matheo! Nic cię nie boli? Dość mocno się uderzyłeś!- odezwała się Catherine omiatając drugą oskarżycielskim spojrzeniem.
- To moja wina. Jeszcze raz przepraszam - rzekła winowajczyni wypadku. - Pomogę ci wstać.
Skorzystałem z pomocy udzielonej przez dziewczynę, po czym ustałem na nogi. Przyglądałem się jej dokładnie. Po chwili zawahania, stwierdziłem iż wyglądała jak obywatelka Niemiec, ale pozory mylą.
- Jestem Ariana Lee. A wy? - zwróciła się do nas z uśmiechem.
- Ja jestem Matheo Gaultier, a to moja siostra, Catherine -zacząłem. - Jesteśmy z Francji, a ty?
- Niemiec - odpowiedziała. - Mieszkam kilkadziesiąt kilometrów stąd. Wybieracie się gdzieś konkretnie? Bo ja.. O mój boże! - Ariana złapała się jedną ręką za głowę. 
- Co się stało? - przeraziliśmy się.
- Spóźniłam się na samolot! Już odleciał!
- Samolot do... Gruzji, prawda? - uśmiechnąłem się łagodnie, szukając w walizce pieniędzy na samolot.
Ariana obdarzyła nas szczerym uśmiechem, ukazując jej śnieżnobiałe zęby.  
- Wy też lecicie do Gruzji? - zapytała. Byłem ciekawy w jakim celu, ale po tak krótkiej znajomości uznałem, że mogła by mnie uznać za wścibskiego.
- Tak - odpowiedziałem.
- Przynajmniej będę miała miłe towarzystwo. Ile macie lat? - spytała.
- Ja mam piętnaście, zaś Matheo siedemnaście - wyrwała się blond włosa dziewczyna.
W czasie pogawędki znalazłem pieniądze na bilety, które znajdowały się nie w walizce, lecz w torbie i dałem je Catherine.
- To ja pójdę kupić bilety, a wy tu sobie pogadajcie. Zaraz wracam - oświadczyła.
- Twoja siostra jest urocza - powiedziała Ariana z delikatnym uśmiechem.
- Jest dla mnie wszystkim. Nasz ojciec nie przebywa za dużo czasu w domu, więc to ja czuję się za nią odpowiedzialny - odpowiedziałem. Nie chciałem ujawniać dużo szczegółów z mojego prywatnego życia, bynajmniej nie takich, o których sam nie lubię mówić.
- Wiesz, właściwie jesteś inny niż chłopcy w twoim wieku, których znam. Oni się wygłupiają, popisują. Ty natomiast jesteś... -dziewczyna szukała właściwego słowa - Dojrzały.
Na te słowa uniosłem lekko schyloną głowę i wysłałem skromny uśmieszek w stronę nowej znajomej.
- Uwierz, że nie pierwsza mi to mówisz - odpowiedziałem.
Wtem koło nas pojawiła się Catherine 
- Lepiej się pośpieszmy, bo znowu się spóźnimy - oznajmiła. 
-Racja - rzekła czerwonowłosa dziewczyna.
- A więc chodźmy - odpowiedziałem.
- A właściwie, dlaczego lecicie do Gruzji?
Obawiałem się tego pytania. Nie miałem w ogóle ochoty na nie odpowiadać, ale byłem zmuszony.
- No... Yyy... Mamy tam rodzinę - skłamałem wcale dobrze się z tym nie czując. Ale z drugiej strony przecież nie mogłem powiedzieć całej prawdy osobie, którą poznałem pół godziny temu, jedno kłamstewko to w końcu nic potwornego.
- Mhm - skomentowała. - Nie zrozumcie mnie źle, ale... Czy wasi rodzice nie mieli nic przeciwko, abyście sami odbyli tak daleką podróż? 
Ja i Catherine znowu spojrzeliśmy się na siebie, szukając odpowiedzi w swoich oczach.
- No ni...
- Nie, nie mieli. Lecimy już tam nie pierwszy raz, więc... - wtrąciła mi się w zdanie Catherine.
- Aha. Wiecie, sama mam dziecko i nie wyobrażam sobie, żeby nawet w waszym wieku gdzieś samo poleciało. Jestem nadopiekuńcza, wiem.
Nie powstrzymałem się i parsknąłem śmiechem. Spodziewałem się pytania w stylu ,,na pewno?’’ , ale na szczęście takież pytanie nie padło.
- Nie jesteś, po prostu troszczysz się o swoje dziecko -odpowiedziałem.
- Dobrze, dobrze, ale przypominam, że jeśli zaraz nie wyruszymy, to spóźnimy się na samolot! - przypominała Catherine. Widziałem, że czuje, iż zaraz zabraknie mi pomysłów na kolejne kłamstwa. Ale czułem też, iż ona sama chciała mi pomóc odbiegnąć od tematu Gruzji.
- No więc chodźmy! - rzekła Ariana nie podejrzewając niczego.
W samolocie nastała cisza. Nikt z nikim nie rozmawiał, każdy zajmował się swoimi sprawami. Jak zwykle siedziałem z nosem w komputerze, Catherine słuchała muzyki, a Ariana czytała jakąś strasznie grubą książkę. Co jakiś czas spoglądała na nas, lecz zawsze chwilowo swój wzrok zatrzymała na mnie.
- Ej, co to, to coś na twoim języku? - zapytała Ariana z niekrytym zaciekawieniem.
Wtedy na prawdę się wystraszyłem. Bałem się, że może się wszystkiego domyślić, a wtedy już nie wiedziałbym jak się z tego wykręcić. Odruchowo zasłoniłem dłonią usta i powiedziałem z nutką przerażenia w głosie:
- To... To tylko... Kolczyk - zapewniałem.
- No co ty Przecież widzę, że to kryształ
Wtedy przełknąłem ślinę, próbując coś powiedzieć. Lecz nie byłem w stanie. Nieodzywająca się do tej pory Catherine, spojrzała na nas, zaciekawiona tą rozmową. Aczkolwiek nadal nic nie mówiła.
- Spokojnie. - Ariana uśmiechnęła się zachęcająco - Mam taki sam.
- Naprawdę? - zdziwiłem się. Wcześniej byłem przekonany, że jestem jedyny. Nigdy nie myślałem, co by było, gdyby ktoś jeszcze miał kryształ żywiołu. Z drugiej strony cieszyłem się, że będę miał z kim pogadać na ten temat, z kimś kto będzie mnie rozumiał i czuł to samo co ja.
-Tak, na brzuchu - po czym delikatnie podciągnęła bluzkę, ukazując mały, srebrno-błękitny kryształek.
Postanowiłem porozmawiać z Arianą na ten temat. W tym czasie Catherine nadal siedziała oszołomiona z rozwartymi ustami.
                                                              ˋεïзˊ


Samolot wylądował w ogromnym mieście. Całą grupką poszliśmy do najbliższego salonu i wypożyczyliśmy samochód. Jadąc nim w stronę owej Mestii, poprzez intuicję, dojechaliśmy do maleńkiej wsi. Byliśmy zmęczeni i musieliśmy wypocząć, a od celu naszej podróży dzielił nas jeszcze kawał drogi do przebycia.Wysiedliśmy z samochodu i rozejrzeliśmy się.
- Wiocha zabita dechami - wyszeptała Catherine.
Dookoła ani jednej żywej duszy. Okropne słońce grzało nasze ciała. W pobliżu tylko jeden mały domek, ze zwisającą na jednym zawiasie tabliczką ,,HOTEL''. Spojrzeliśmy na siebie z zatroskanymi minami, po czym ruszyliśmy w stronę budynku.
Popchnąłem drzwi, które zaskrzypiały żałośnie, marszcząc przy tym brwi. Weszliśmy do środka, a wszystkie spojrzenia skierowały się na nas tak, jakby nigdy nie widzieli ludzi. Czułem się głupio czując tak wiele par oczu na sobie.
- Co to za dziura? - mruknęła Catherine. Pomyślałem, że wyjęła mi to z ust, ale nic nie mówiłem.
Sędziwa barmanka polerująca kufel do piwa, spojrzała na nas z zmarszczonym czołem. Zauważyłem, że panujący w środku brud, przeraził Arianę do granic możliwości. Przy małym stoliku siedziała dwójka mężczyzn wieku średniego popijających piwo, a przy barze młoda kobieta o długich, bujnych brązowych włosach popalała papierosa. Miała bladą cerę, mocno pomalowane powieki w kolorze czarnym i długie, bezbarwne paznokcie. Można, by nawet powiedzieć, że była ładna. Ale sama jej tajemniczość bardziej wzbudzała strach niż podziw. Spojrzała na nas spod przymrużonych powiek. Nagle uśmiechnęła się, co mnie bardzo zaskoczyło.
- No proszę. Turyści? Nie macie tu czego szukać - skomentowała. Miałem ochotę wyjść stąd i już nigdy tu nie wrócić. Czułem, że nic dobrego nas tu nie spotka. 
- Właściwie, to szukamy tutaj noclegu - odpowiedziałem, zmuszając się do uśmiechu.
- Na pewno wam nie dogodzimy - rzekła z ironicznym uśmiechem. Jej zachowanie doprowadzało mnie do szału. Z trudem powstrzymywałem się, aby nie wybuchnąć.
- Ależ naprawdę! Potrzebujemy gdzieś się przespać, jesteśmy po długiej podróży - odpowiedziała z uroczym uśmiechem Catherine. Zastosowała ten sam trik co na mnie tylko, że na tych ludzi chyba nawet prośba Catherine nie podziałała.
- Nie pytałam Cię o twój życiorys. Chcecie, to możecie tu spać, ale płacicie z góry.
- Ile? - odezwała się Ariana.
- Sto euro za osobę. - Uśmiechnęła się groźnie.
Cała nasza trójka rzuciła złowieszczym spojrzeniem na kobietę.
- Że co?! - wykrzyknęli wszyscy naraz.
- Za jeden dzień - dodała kobieta. Zacząłem się zastanawiać, jak można być tak wrednym.
- To za drogo - skomentowałem to. Przecież nie mogłem tak tego zostawić.
- No niestety..
- Nie da się niczego zrobić, aby było taniej? - zapytała Ariana błagalnym tonem, zwracając się tym razem do barmanki, która nadal stała koło nas i słyszała wszystko.
- Właściwie - odezwała się po raz pierwszy barmanka - możecie tu być bezpłatnie, jeżeli będziecie pomagali Jenkisnowi w motelu. - Wskazała na jednego z mężczyzn.
No cóż, przynajmniej nie będziemy musieli płacić sto euro.
- No dobra, zgadzamy się. - Kiwnąłem głową w stronę obu kobiet.
Barmanka zaprowadziła nas na pierwsze piętro, gdzie znajdowały się sypialnie dla gości. Kiedy do nich weszliśmy cała nasza trójka rzuciła bagaże na bok i położyliśmy się w okropnie niewygodnych łóżkach, zapadając w sen.

6 komentarzy:

  1. Bardzo dobrze się czytało :) Powiem szczerze ze najlepszą częścią było wprowadzenie. Matheo to bardzo fajny chłopak i brat. Cieszę się, że dotarli już na miejsce, nie mogę się doczekać co będzie dalej, oczywiście z punktu widzenia Matheo :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nom, Matheo jest sympatyczny :). Już to czytałam wcześniej, więc wiesz. Czekam na Mistyę :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Pamiętam, że czytałam, więc komentuję jeszcze raz, choć teraz odczucia są inne, choć nadal pragnę by w końcu Matheo dojechał do Mestii :D troszkę za mało opisów do dialogów, bo jak dajesz ich więcej to postać Matheo jest jeszcze ciekawsza :)
    pozdro
    Tośka

    OdpowiedzUsuń
  4. Po pierwsze, uwielbiam jak nasi słodcy bohaterowie zawierają znajomości już wcześniej, jakoś podoba mi się wizja integracji przed dotarciem do Mestii i wspólne dociekanie o co w tym wszystkim chodzi ;) Trochę się zaczęłam śmiać, jak przeczytałam, że Ariana wyglądała na Niemkę - ach te okropne stereotypy siedzące w mojej głowie! Jestem ciekawa jakie obowiązki narzucą na nich w tym paskudnym miejscu... Chociaż jakie one by nie było, te 100 euro to potwornie dużo, zwłaszcza dla nastolatków.
    "po czym ustałem na nogi." - coś mi nie gra w tym stwierdzeniu, może po prostu: stanąłem na nogi?
    I jeszcze raz wcisnęło się "bynajmniej" zamiast "przynajmniej", na co jestem wybitnie uczulona, ale poza tym wszystko cacy :) Matheo jest naprawdę uroczy, chociaż chciałabym, żebyśmy mogli też zobaczyć jego dziecinną, jeszcze nie tak dojrzałą stronę. Ale na wszystko na pewno przyjdzie czas!
    Zu

    OdpowiedzUsuń
  5. Matheo to fajny chłopak, dojrzały strasznie, no ale w końcu to Pan Ziemia. ;) Lubię strasznie Catherine, jest taka rezolutna, mam wrażenie, że ma bardzo dobry wpływ na brata. Ogólnie bardzo mi się podobało i przepraszam, że komentuję tak późno.
    Pozdrawiam,
    cookie

    OdpowiedzUsuń
  6. Brakuje mi troszeeeeczkę opisów, ale mimo wszystko jest gicior. :D
    Jakoś tak lekko się czyta. Mimo wszystko denerwują mnie polskie znaki w słowach zaznaczone inną czcionką. ; _ ;
    Miło się czyta kiedy Matheo jest taki dojrzały. :D

    OdpowiedzUsuń