Gdy ja i Catherine obudziliśmy się, było już południe, lecz
nadal chciało nam się spać. Nie dane było nam to jednak, gdyż dzieliło nas
tylko kilka kilometrów od lotniska, z którego mieliśmy wyruszyć wprost do
Mestii. Pogoda była wprost idealna na taką wyprawę. Świeciło słońce, niebo było
bezchmurne, a w powietrzu unosił się świeży zapach skoszonej trawy. Lubiłem go,
zawsze przypominał mi nasz rodzinny dom i nasz ogród, w którym tak lubiliśmy
wszyscy przebywać.
Było bardzo ciepło, więc ucieszyłem się, gdy wychodząc
poczułem podmuch chłodnego wiatru. Miałem ochotę tu zostać, usiadłbym wygodnie
w fotelu i poczytał książkę, a co jakiś czas popijałbym zimny sok z
parasoleczką. Niestety nie mieliśmy czasu, więc od razu ruszyliśmy w stronę
budynku. Od dworca autobusowego do lotniska było około pięćset metrów drogi,
więc postanowiliśmy nie brać taksówki mimo tego, iż mieliśmy sporo rzeczy przy
sobie.
Kiedy byliśmy już nie daleko, spostrzegliśmy się, że na
zewnątrz prawie nikogo nie ma. Na początku zwątpiłem. ,,A może dziś nigdzie się
nie wybierzemy?’’ - zastanowiłem się przez chwilę. Mimo chwili słabości,
poszliśmy dalej. Nikt nic nie mówił, oboje modliliśmy się tylko o to, aby
lotnisko nie było zamknięte. Stojąc przed drzwiami, nie wiedziałem, czego mam
się spodziewać. Catherine spojrzała się na mnie i powiedziała:
- No otwieraj te drzwi! Ręce mi już odpadają od ciężaru tych
bagaży!
Położyłem rękę na klamce i powoli zacząłem otwierać drzwi.
Ku mojemu zdziwieniu, mimo iż na zewnątrz nie było żywej duszy, w środku był
jeden wielki tłok, a kolejka po bilety była gigantyczna. Patrząc na tłumy
ludzi, odechciało mi się podróżowania, lecz mimo wszystko złapałem za walizki i
rzekłem do Catherine:
- Idziemy. Nie mamy na co czekać.
Przebijając się przez te cały tłok, chciałem tylko się stąd
wydostać i mieć już to z głowy. Zamyślony, nie zauważyłem dziewczyny, która
biegnąc, zderzyła się ze mną.
Obudziłem się dopiero po kilku minutach. Pamiętam, że bardzo
bolała mnie wtedy głowa, ponieważ uderzyłem
nią w walizkę czerwonowłosej dziewczyny.
Pierwsze co ujrzałem to wysoką, młodą kobietę o
czekoladowych oczach i ciemnoczerwonych włosach. Była ona bardzo przestraszona.
Catherine zaś stała obok niej, a usta miała zasłonięte dłonią.
- Ała, moja głowa - jęknąłem z bólu. Ze zdziwieniem
popatrzyłem na obie dziewczyny.
- Przepraszam! - zaczęła jedna z nich. - Nic ci nie jest? -
dopytywała się czerwonowłosa.
- Nie, nic mi się nie stało. Po prostu potknąłem się i
uderzyłem głową w walizkę, nic wielkiego - tłumaczyłem, patrząc na dziwną,
ciemnoczerwono włosą dziewczynę o pięknych, czekoladowych oczach i delikatnych
rysach twarzy.
- Matheo! Nic cię nie boli? Dość mocno się uderzyłeś!-
odezwała się Catherine omiatając drugą oskarżycielskim spojrzeniem.
- To moja wina. Jeszcze raz przepraszam - rzekła
winowajczyni wypadku. - Pomogę ci wstać.
Skorzystałem z pomocy udzielonej przez dziewczynę, po czym
ustałem na nogi. Przyglądałem się jej dokładnie. Po chwili zawahania,
stwierdziłem iż wyglądała jak obywatelka Niemiec, ale pozory mylą.
- Jestem Ariana Lee. A wy? - zwróciła się do nas z
uśmiechem.
- Ja jestem Matheo Gaultier, a to moja siostra, Catherine
-zacząłem. - Jesteśmy z Francji, a ty?
- Niemiec - odpowiedziała. - Mieszkam kilkadziesiąt kilometrów
stąd. Wybieracie się gdzieś konkretnie? Bo ja.. O mój boże! - Ariana złapała
się jedną ręką za głowę.
- Co się stało? - przeraziliśmy się.
- Spóźniłam się na samolot! Już odleciał!
- Samolot do... Gruzji, prawda? - uśmiechnąłem się łagodnie,
szukając w walizce pieniędzy na samolot.
Ariana obdarzyła nas szczerym uśmiechem, ukazując jej
śnieżnobiałe zęby.
- Wy też lecicie do Gruzji? - zapytała. Byłem ciekawy w jakim
celu, ale po tak krótkiej znajomości uznałem, że mogła by mnie uznać za
wścibskiego.
- Tak - odpowiedziałem.
- Przynajmniej będę miała miłe towarzystwo. Ile macie lat? -
spytała.
- Ja mam piętnaście, zaś Matheo siedemnaście - wyrwała się
blond włosa dziewczyna.
W czasie pogawędki znalazłem pieniądze na bilety, które
znajdowały się nie w walizce, lecz w torbie i dałem je Catherine.
- To ja pójdę kupić bilety, a wy tu sobie pogadajcie. Zaraz
wracam - oświadczyła.
- Twoja siostra jest urocza - powiedziała Ariana z
delikatnym uśmiechem.
- Jest dla mnie wszystkim. Nasz ojciec nie przebywa za dużo
czasu w domu, więc to ja czuję się za nią odpowiedzialny - odpowiedziałem. Nie
chciałem ujawniać dużo szczegółów z mojego prywatnego życia, bynajmniej nie
takich, o których sam nie lubię mówić.
- Wiesz, właściwie jesteś inny niż chłopcy w twoim wieku,
których znam. Oni się wygłupiają, popisują. Ty natomiast jesteś... -dziewczyna
szukała właściwego słowa - Dojrzały.
Na te słowa uniosłem lekko schyloną głowę i wysłałem skromny
uśmieszek w stronę nowej znajomej.
- Uwierz, że nie pierwsza mi to mówisz - odpowiedziałem.
Wtem koło nas pojawiła się Catherine
- Lepiej się pośpieszmy, bo znowu się spóźnimy -
oznajmiła.
-Racja - rzekła czerwonowłosa dziewczyna.
- A więc chodźmy - odpowiedziałem.
- A właściwie, dlaczego lecicie do Gruzji?
Obawiałem się tego pytania. Nie miałem w ogóle ochoty na nie
odpowiadać, ale byłem zmuszony.
- No... Yyy... Mamy tam rodzinę - skłamałem wcale dobrze się
z tym nie czując. Ale z drugiej strony przecież nie mogłem powiedzieć całej
prawdy osobie, którą poznałem pół godziny temu, jedno kłamstewko to w końcu nic
potwornego.
- Mhm - skomentowała. - Nie zrozumcie mnie źle, ale... Czy
wasi rodzice nie mieli nic przeciwko, abyście sami odbyli tak daleką
podróż?
Ja i Catherine znowu spojrzeliśmy się na siebie, szukając
odpowiedzi w swoich oczach.
- No ni...
- Nie, nie mieli. Lecimy już tam nie pierwszy raz, więc... -
wtrąciła mi się w zdanie Catherine.
- Aha. Wiecie, sama mam dziecko i nie wyobrażam sobie, żeby
nawet w waszym wieku gdzieś samo poleciało. Jestem nadopiekuńcza, wiem.
Nie powstrzymałem się i parsknąłem śmiechem. Spodziewałem
się pytania w stylu ,,na pewno?’’ , ale na szczęście takież pytanie nie padło.
- Nie jesteś, po prostu troszczysz się o swoje dziecko -odpowiedziałem.
- Dobrze, dobrze, ale przypominam, że jeśli zaraz nie
wyruszymy, to spóźnimy się na samolot! - przypominała Catherine. Widziałem, że
czuje, iż zaraz zabraknie mi pomysłów na kolejne kłamstwa. Ale czułem też, iż
ona sama chciała mi pomóc odbiegnąć od tematu Gruzji.
- No więc chodźmy! - rzekła Ariana nie podejrzewając
niczego.
W samolocie nastała cisza. Nikt z nikim nie rozmawiał, każdy
zajmował się swoimi sprawami. Jak zwykle siedziałem z nosem w komputerze,
Catherine słuchała muzyki, a Ariana czytała jakąś strasznie grubą książkę. Co
jakiś czas spoglądała na nas, lecz zawsze chwilowo swój wzrok zatrzymała na
mnie.
- Ej, co to, to coś na twoim języku? - zapytała Ariana z
niekrytym zaciekawieniem.
Wtedy na prawdę się wystraszyłem. Bałem się, że może się
wszystkiego domyślić, a wtedy już nie wiedziałbym jak się z tego wykręcić.
Odruchowo zasłoniłem dłonią usta i powiedziałem z nutką przerażenia w głosie:
- To... To tylko... Kolczyk - zapewniałem.
- No co ty Przecież widzę, że to kryształ
Wtedy przełknąłem ślinę, próbując coś powiedzieć. Lecz nie
byłem w stanie. Nieodzywająca się do tej pory Catherine, spojrzała na nas,
zaciekawiona tą rozmową. Aczkolwiek nadal nic nie mówiła.
- Spokojnie. - Ariana uśmiechnęła się zachęcająco - Mam taki
sam.
- Naprawdę? - zdziwiłem się. Wcześniej byłem przekonany, że
jestem jedyny. Nigdy nie myślałem, co by było, gdyby ktoś jeszcze miał kryształ
żywiołu. Z drugiej strony cieszyłem się, że będę miał z kim pogadać na ten
temat, z kimś kto będzie mnie rozumiał i czuł to samo co ja.
-Tak, na brzuchu - po czym delikatnie podciągnęła bluzkę,
ukazując mały, srebrno-błękitny kryształek.
Postanowiłem porozmawiać z Arianą na ten temat. W tym czasie
Catherine nadal siedziała oszołomiona z rozwartymi ustami.
๑ˋεïзˊ๑
Samolot wylądował w ogromnym mieście. Całą grupką poszliśmy
do najbliższego salonu i wypożyczyliśmy samochód. Jadąc nim w stronę owej
Mestii, poprzez intuicję, dojechaliśmy do maleńkiej wsi. Byliśmy zmęczeni i
musieliśmy wypocząć, a od celu naszej podróży dzielił nas jeszcze kawał drogi
do przebycia.Wysiedliśmy z samochodu i rozejrzeliśmy się.
- Wiocha zabita dechami - wyszeptała Catherine.
Dookoła ani jednej żywej duszy. Okropne słońce grzało nasze
ciała. W pobliżu tylko jeden mały domek, ze zwisającą na jednym zawiasie
tabliczką ,,HOTEL''. Spojrzeliśmy na siebie z zatroskanymi minami, po czym
ruszyliśmy w stronę budynku.
Popchnąłem drzwi, które zaskrzypiały żałośnie, marszcząc
przy tym brwi. Weszliśmy do środka, a wszystkie spojrzenia skierowały się na
nas tak, jakby nigdy nie widzieli ludzi. Czułem się głupio czując tak wiele par
oczu na sobie.
- Co to za dziura? - mruknęła Catherine. Pomyślałem, że
wyjęła mi to z ust, ale nic nie mówiłem.
Sędziwa barmanka polerująca kufel do piwa, spojrzała na nas
z zmarszczonym czołem. Zauważyłem, że panujący w środku brud, przeraził Arianę
do granic możliwości. Przy małym stoliku siedziała dwójka mężczyzn wieku
średniego popijających piwo, a przy barze młoda kobieta o długich, bujnych
brązowych włosach popalała papierosa. Miała bladą cerę, mocno pomalowane
powieki w kolorze czarnym i długie, bezbarwne paznokcie. Można, by nawet
powiedzieć, że była ładna. Ale sama jej tajemniczość bardziej wzbudzała strach
niż podziw. Spojrzała na nas spod przymrużonych powiek. Nagle uśmiechnęła się,
co mnie bardzo zaskoczyło.
- No proszę. Turyści? Nie macie tu czego szukać -
skomentowała. Miałem ochotę wyjść stąd i już nigdy tu nie wrócić. Czułem, że
nic dobrego nas tu nie spotka.
- Właściwie, to szukamy tutaj noclegu - odpowiedziałem,
zmuszając się do uśmiechu.
- Na pewno wam nie dogodzimy - rzekła z ironicznym
uśmiechem. Jej zachowanie doprowadzało mnie do szału. Z trudem powstrzymywałem
się, aby nie wybuchnąć.
- Ależ naprawdę! Potrzebujemy gdzieś się przespać, jesteśmy
po długiej podróży - odpowiedziała z uroczym uśmiechem Catherine. Zastosowała
ten sam trik co na mnie tylko, że na tych ludzi chyba nawet prośba Catherine
nie podziałała.
- Nie pytałam Cię o twój życiorys. Chcecie, to możecie tu
spać, ale płacicie z góry.
- Ile? - odezwała się Ariana.
- Sto euro za osobę. - Uśmiechnęła się groźnie.
Cała nasza trójka rzuciła złowieszczym spojrzeniem na kobietę.
- Że co?! - wykrzyknęli wszyscy naraz.
- Za jeden dzień - dodała kobieta. Zacząłem się zastanawiać,
jak można być tak wrednym.
- To za drogo - skomentowałem to. Przecież nie mogłem tak
tego zostawić.
- No niestety..
- Nie da się niczego zrobić, aby było taniej? - zapytała
Ariana błagalnym tonem, zwracając się tym razem do barmanki, która nadal stała
koło nas i słyszała wszystko.
- Właściwie - odezwała się po raz pierwszy barmanka -
możecie tu być bezpłatnie, jeżeli będziecie pomagali Jenkisnowi w motelu. -
Wskazała na jednego z mężczyzn.
No cóż, przynajmniej nie będziemy musieli płacić sto euro.
- No dobra, zgadzamy się. - Kiwnąłem głową w stronę obu
kobiet.
Barmanka zaprowadziła nas na pierwsze piętro, gdzie
znajdowały się sypialnie dla gości. Kiedy do nich weszliśmy cała nasza trójka
rzuciła bagaże na bok i położyliśmy się w okropnie niewygodnych łóżkach,
zapadając w sen.