Było jeszcze bardzo wcześnie, kiedy siedziałem przy stoliku w kącie pokoju jedynie w świetle dwóch świec. Catherine jeszcze spała, tak jak z resztą wszyscy wokoło. Było za wcześnie, aby ktokolwiek był już na nogach oprócz mnie. Spędziliśmy już tutaj kilka dni, a dokładniej cztery. Cztery długie, ciągnące się doby, które z minuty na minutę stawały się coraz bardziej realne. Już wiedziałem, że to nie sen, nie śnię na jawie tylko, że to już jest nasza nowa rzeczywistość, do której niestety, ale będziemy musieli się przyzwyczaić. Czy tego chcemy, czy nie i czy to nam się podoba. Do braku czystej wody, która leci z kranów domów XXI wieku, do prądu, do proszku do prania, do wyśmienitych posiłków czy porządnych ubrań. W końcu to średniowiecze, czasy epidemii cholery, dżumy i innych niebezpiecznych dla życia chorób.O dziwo Mistya nie jest jak większość średniowiecznych miast – brudna i nieogarnięta. Może dlatego, że jest stolicą? Większość rzeczy na temat średniowiecza dowiedziałem się z lekcji historii, kiedy byłem jeszcze w szkole podstawowej. Była to jedynie wiedza teoretyczna, lecz teraz przekonałem się o realiach średniowiecza na żywo i stwierdzam, że opowiadanie o tym wszystkim to pikuś. Miałem już dość mimo tego, że minęły dopiero cztery dni, a kto wie, mniemam, że zostaniemy tutaj jeszcze na długie tygodnie, miesiące, a kto wie czy nie lata.
Wyjąłem z szafy jeden z kilku pergaminów, które kupiliśmy z Catherine za pieniądze, które dostaliśmy w zamian za opakowanie tabletek przeciwbólowych, które wcisnęliśmy komuś, jako cudowny lek na ból głowy. Pieniędzy było nie wiele, lecz znaleźliśmy pergaminy za przyzwoitą cenę, lecz średniej przyznam szczerze jakości. Resztę pieniędzy schowaliśmy do portfela Catherine na tak zwaną czarną godzinę. Nie wszystkie rzeczy pochodzące z XXI wieku mogliśmy sprzedać, to chyba jasne. Przedmiotów, które nadawały się do sprzedania nie było wiele i wiedzieliśmy też, że nie można się spodziewać po nich zbyt wielkiego zarobku. Musieliśmy w końcu skądś wziąć pieniądze. Mimo, że miałem tylko siedemnaście lat musiałem zacząć pracować. Widziałem, że tutaj nawet kilkuletnie dzieci pomagają rodzicom w dorobieniu się pieniędzy na chleb, co w naszych czasach byłoby niedopuszczalne, lecz tutaj to chyba norma.
Chwilę zastanawiałem się, co bym mógł robić. Czy mógłbym do pracy wykorzystać moją moc? Czyżby był to dobry pomysł? Spróbuję najpierw swoich sił jako ogrodnik, tak na początek. Wyhoduję jakieś zioła, w końcu to nie jest aż takie trudne. Później przy pomocy ksiąg znalezionych podczas sprzątania pokoju spróbuję je jakoś przerobić, by w końcu później je sprzedać. Tylko skąd ja wezmę nasiona ziół? Kiedy Catherine się obudzi poproszę ją, by poszła ze mną do lasu, może tam coś będzie, bynajmniej mam taką nadzieję.
Na stoliku leżały rzeczy do pisania w tych czasach: dwie różki z inkaustem, rolka pergaminu i dwa, cieniutkie pióra. Wziąłem jedno z nich maczając je w atramencie. Nadal nie mogłem przyzwyczaić się do takiego pisania, ręce mi drżały przez to pisałem strasznie niestarannie i nikt oprócz mnie nie mógł się rozczytać. Może to i nawet dobrze. Zacząłem robić listę rzeczy, które mam do zrobienia ja i Catherine przez następny tydzień. Trudno, będę musiał czytać siostrze co tu pisze. Kiedy skończyłem pisać ustałem przed ścianą naprzeciwko naszych łóżek. Zastanawiałem się, jak ja mam to do niej przyczepić. Na ślinę? W średniowieczu raczej nie mieli kleju, a nie znałem jego odpowiednika tych czasów. Zamiast w szkole uczyć nas rzeczy, które nam się przydadzą w życiu to uczą nas rzeczy czasami całkowicie nie potrzebnych. W końcu każdy mógł by trafić do śre.. A nie, jednak nie każdy, zapomniałem, że tylko wybranków dotknął ten ‘ zaszczyt ’.
Usłyszałem, że Catherine obudziła się. Spojrzała na mnie jeszcze zaspana, a oczy ledwie jej się nie zamykały.
- A ty już na nogach? Jak ci się spało?
Eh, na te drugie pytanie nawet nie chciało mi się odpowiadać. Na samą myśl o dzisiejszej nocy chciało mi się spać.
- Jak widzisz, nie mogę przyzwyczaić się do tego materaca. Jest strasznie twardy i chyba zepsuty.. I nie ma sprężyn!
Blondynka otworzyła oczy szeroko i ze zdziwieniem spojrzała na moje łóżko a później z powrotem na mnie.
- Matheo, ale ty wiesz, że w tych materacach nie ma sprężyn, jedynie same pióra? Z resztą ciesz się, że nie są wypchane słomą. – zapewniała.
Może i miała rację. Materac wypchany jedynie słomą byłby jeszcze bardziej niewygodny. A na swoją obronę mam to, że kompletnie zapomniałem o braku sprężyn w średniowiecznych materacach.
- Następnym razem jak ktoś będzie chciał zabrać mnie do takich czasów będzie musiał mnie uprzedzić, bym wziął materac, porządny szampon do włosów, ponieważ kostka szarego mydła nadawała się do mycia jedynie ciała, ale nie włosów i do zabrania proszku do prania.
- Dla Ciebie może jeszcze powinni zarezerwować pokój w pięciogwiazdkowym hotelu? – odpowiedziała ironicznie, wstając ociężale z łóżka.
Mniejsza z tym. Położyłem rozwinięty pergamin na stoliku, czytają to, co jest na nim napisane, a raczej nagryzdane. Catherine siedziała na łóżku i uważnie słuchała co do nie mówię. Na koniec przytaknęła i bez słowa sięgnęła po swoją sukienkę.
- Mógłbyś się odwrócić? Dziękuję.
Potulnie odwróciłem się do ściany i dalej myślałem, jak przyczepić tą kartkę, a raczej kawałek pergaminu. Całkiem zapomniałem, że w średniowieczu nie wiedzieli jeszcze co to kartka papieru. W końcu wpadłem na świetny pomysł. Ścisnąłem mocno dłoń, aż paznokcie wrzynały mi się w skórę i z podłogi zaczęła kiełkować roślina. Pięła się ku górze rozstawiając swoje gałązki. W końcu była na tyle wysoka, bym mógł powiesić na jednej z jej gałęzi pergamin. Nadziałem go na jedną z gałązek po czym zadowolony z siebie zawołałem do Catherine. Ona zaś ubrana podeszła do mnie, zaczesując włosy w koka.
- Co ty zrobiłeś?!– zawołała zdziwiona.
Uciszyłem ja trochę przypominając, że niektórzy jeszcze śpią. Mogłem przypuszczać, że jej się nie spodoba to coś, wyrastające spod podłogi.
- Nie przesadzaj, zrobiłem – nie wiedziałem jak to nazwać – wieszaczek na pergaminy, bo nie mogłem go przymocować do ściany.
Załamana Catherine spojrzała się na moje dzieło przecierając zaspane oczy. Chyba nie mogła uwierzyć w to co widzi, myślała, że to zwykły sen. Lecz nie, to była najprawdziwsza rzeczywistość. Chciałem ją nawet uszczypnąć, ale miałem wrażenie, że mnie uderzy czy coś. Na wszelki wypadek odsunąłem się od niej o krok.
- Wieszaczek.. Człowieku, czy tobie te średniowiecze za mocno uderzyło do głowy? Jak myślisz, czy każdy pierwszy mieszkaniec tego miasta ma w kącie pokoju małe drzewko, które wyrasta spod jego podłogi?
- Trzeba być oryginalnym – odparłem całkowicie pewny swych przekonań.
Oburzona blondynka wbiła wzrok w podłogę mrucząc coś pod nosem. Końcem końców ostatecznie zaakceptowała mój pomysł mimo, iż uważała go za niepotrzebne wykorzystywanie mojej mocy. Ja jednak wziąłem to za mały trening i byłem z siebie dumny, ponieważ od kilku dni ćwiczyłem tą umiejętność aż w końcu udało się wyhodować piękne, zdrowe drzewko. Wcześniej była to jakaś kupa zeschniętych gałęzi na kiju. Gdy tak myślałem przypomniało mi się, że chciałem iść z Catherine do lasu, aby poszukać nasion ziół.
-Nie przesadzaj już, koniec zrzędzenia, chodź lepiej poszukać jakiś ziół w lesie, mam kolejny świetni pomysł – powiedziałem, obawiając się kuksańca. Lecz ona tylko uniosła głowę spoglądając na drzwi.
- Chodźmy.
***
Szliśmy powoli korytarzem uważając, by nikogo nie obudzić. Na szczęście wszyscy spali jak zabici i udało nam się wyjść na zewnątrz nie robią zbyt wielkiego szumu i zamieszania, którego za wszelką cenę chcieliśmy uniknąć. Pociągnąłem za klamkę drzwi i przepuściłem Catherine pierwszą. Tuż za nią wyszedłem ja i od razu ruszyliśmy w stronę niewielkiego lasu niedaleko naszej chatki. Dzisiejszy dzień był bardzo ładny, słońce świeciło bardzo mocno otulając swymi gorącymi promieniami mieszkańców miasteczka a wkoło nas unosił się przyjemny zapach świeżo skoszonej trawy, który wiatr przywiał z przedmieść. Tutaj każdy dzień wygląda inaczej niż w Francji. Czasami wydaje mi się, że nawet słońce wstaje szybciej, aczkolwiek czas płynie wolniej.
Szliśmy łąką, na otwartej przestrzeni, powoli zbliżając się do lasu. Nie rozmawiając, rozglądając się na około, niespokojni przemierzaliśmy kolejne metry. Jedyne co mieliśmy przy sobie to torby, a w nich zielnik, nóż i kilka złotych monet. Nie znaliśmy tutejszej waluty, więc nazywaliśmy ja po prostu złotymi monetami ze względu na ich barwę, aczkolwiek wątpiłem, że są odlane z takiego kruszcu jak złoto. Wiedzieliśmy, że pójście do lasu sami było dość ryzykownym pomysłem ze względu na dzikie zwierzęta żyjące w lesie lub rabusiów. Nie zagłębiając się w las postanowiliśmy najpierw pochodzić po obrzeżach i tam poszukać jakiś ziół nie rozdzielając się. Z racji mojej złej orientacji w terenie, by się nie pogubić to Catherine nami kierowała. Bardzo łatwo było się tutaj zgubić, drzewa rosły bardzo gęsto a wysokie krzewy trochę uniemożliwiały rozglądanie się na boki. Spoko my chodziliśmy tylko na obrzeżach to bałem się co by było, gdybyśmy poszli trochę bardziej w głąb.
Po zaledwie godzinie marszu zebraliśmy wystarczającą jak na razie ilość nasion. Było to około pięciu garści. Jak na moje standardy kompletnie mi to wystarczało. Z resztą nawet jeśli by nie, to i tak bym musiał jakoś się z tym pogodzić. Nie chciało nam już się tłuc po lesie. Zawróciliśmy i powoli zaczęliśmy iść w stronę chatki Orena. Dochodząc do ścieżki, która prowadziła przez łąkę i do chaty poczułem czyjąś obecność. Zacząłem iść wolniej. Byłem ciekaw, czy rzeczywiście ktoś tam jest, czy to tylko moja wybujała wyobraźnia robi sobie ze mnie żarty. Wiem, że spowolnienie kroku mogło być trochę ryzykownym pomysłem, kiedy ktoś czaił się w lesie, lecz ciekawość wzięła górę. Bacznie obserwowałem las, przyglądając się każdemu drzewu.
- Coś się stało, Mat? – zapytała Catherine, zdziwiona moim nagłym spowolnieniem tępa.
- Mam wrażenie, że ktoś się kryje wśród drzew, słyszę coś – odpowiedziałem, kompletnie skupiony na jednym, ciemnym punkcie pomiędzy dwoma drzewami liściastymi, centralnie na przeciwko nas.
Coś się nagle poruszyło. Serce zaczęło mi mocniej bić, gdyż bałem się, ze to może być jakieś zwierze żyjące w lesie, albo co gorsze jakaś zasadzka. Mimo to podjąłem decyzję, by jeszcze nie uciekać, utrzymać nerwy na wodzy i wytrzymać kilka chwil. Słyszałem jak mocno bije moje serce, a oddech staje się coraz szybszy. Catherine wyglądała bardziej na zdziwioną niż na przestraszoną. Nagle w lesie coś się poruszyło. Przygotowałem się do ucieczki. To coś zbliżało się do nas. Oboje zaczęliśmy biec ile siły w nogach, by uciec przed tym. Obejrzałem się za siebie i zobaczyłem tylko średniego wzrostu postać w czarnym płaszczu, z pod którego wystawały jedynie złote loki...
Wyjąłem z szafy jeden z kilku pergaminów, które kupiliśmy z Catherine za pieniądze, które dostaliśmy w zamian za opakowanie tabletek przeciwbólowych, które wcisnęliśmy komuś, jako cudowny lek na ból głowy. Pieniędzy było nie wiele, lecz znaleźliśmy pergaminy za przyzwoitą cenę, lecz średniej przyznam szczerze jakości. Resztę pieniędzy schowaliśmy do portfela Catherine na tak zwaną czarną godzinę. Nie wszystkie rzeczy pochodzące z XXI wieku mogliśmy sprzedać, to chyba jasne. Przedmiotów, które nadawały się do sprzedania nie było wiele i wiedzieliśmy też, że nie można się spodziewać po nich zbyt wielkiego zarobku. Musieliśmy w końcu skądś wziąć pieniądze. Mimo, że miałem tylko siedemnaście lat musiałem zacząć pracować. Widziałem, że tutaj nawet kilkuletnie dzieci pomagają rodzicom w dorobieniu się pieniędzy na chleb, co w naszych czasach byłoby niedopuszczalne, lecz tutaj to chyba norma.
Chwilę zastanawiałem się, co bym mógł robić. Czy mógłbym do pracy wykorzystać moją moc? Czyżby był to dobry pomysł? Spróbuję najpierw swoich sił jako ogrodnik, tak na początek. Wyhoduję jakieś zioła, w końcu to nie jest aż takie trudne. Później przy pomocy ksiąg znalezionych podczas sprzątania pokoju spróbuję je jakoś przerobić, by w końcu później je sprzedać. Tylko skąd ja wezmę nasiona ziół? Kiedy Catherine się obudzi poproszę ją, by poszła ze mną do lasu, może tam coś będzie, bynajmniej mam taką nadzieję.
Na stoliku leżały rzeczy do pisania w tych czasach: dwie różki z inkaustem, rolka pergaminu i dwa, cieniutkie pióra. Wziąłem jedno z nich maczając je w atramencie. Nadal nie mogłem przyzwyczaić się do takiego pisania, ręce mi drżały przez to pisałem strasznie niestarannie i nikt oprócz mnie nie mógł się rozczytać. Może to i nawet dobrze. Zacząłem robić listę rzeczy, które mam do zrobienia ja i Catherine przez następny tydzień. Trudno, będę musiał czytać siostrze co tu pisze. Kiedy skończyłem pisać ustałem przed ścianą naprzeciwko naszych łóżek. Zastanawiałem się, jak ja mam to do niej przyczepić. Na ślinę? W średniowieczu raczej nie mieli kleju, a nie znałem jego odpowiednika tych czasów. Zamiast w szkole uczyć nas rzeczy, które nam się przydadzą w życiu to uczą nas rzeczy czasami całkowicie nie potrzebnych. W końcu każdy mógł by trafić do śre.. A nie, jednak nie każdy, zapomniałem, że tylko wybranków dotknął ten ‘ zaszczyt ’.
Usłyszałem, że Catherine obudziła się. Spojrzała na mnie jeszcze zaspana, a oczy ledwie jej się nie zamykały.
- A ty już na nogach? Jak ci się spało?
Eh, na te drugie pytanie nawet nie chciało mi się odpowiadać. Na samą myśl o dzisiejszej nocy chciało mi się spać.
- Jak widzisz, nie mogę przyzwyczaić się do tego materaca. Jest strasznie twardy i chyba zepsuty.. I nie ma sprężyn!
Blondynka otworzyła oczy szeroko i ze zdziwieniem spojrzała na moje łóżko a później z powrotem na mnie.
- Matheo, ale ty wiesz, że w tych materacach nie ma sprężyn, jedynie same pióra? Z resztą ciesz się, że nie są wypchane słomą. – zapewniała.
Może i miała rację. Materac wypchany jedynie słomą byłby jeszcze bardziej niewygodny. A na swoją obronę mam to, że kompletnie zapomniałem o braku sprężyn w średniowiecznych materacach.
- Następnym razem jak ktoś będzie chciał zabrać mnie do takich czasów będzie musiał mnie uprzedzić, bym wziął materac, porządny szampon do włosów, ponieważ kostka szarego mydła nadawała się do mycia jedynie ciała, ale nie włosów i do zabrania proszku do prania.
- Dla Ciebie może jeszcze powinni zarezerwować pokój w pięciogwiazdkowym hotelu? – odpowiedziała ironicznie, wstając ociężale z łóżka.
Mniejsza z tym. Położyłem rozwinięty pergamin na stoliku, czytają to, co jest na nim napisane, a raczej nagryzdane. Catherine siedziała na łóżku i uważnie słuchała co do nie mówię. Na koniec przytaknęła i bez słowa sięgnęła po swoją sukienkę.
- Mógłbyś się odwrócić? Dziękuję.
Potulnie odwróciłem się do ściany i dalej myślałem, jak przyczepić tą kartkę, a raczej kawałek pergaminu. Całkiem zapomniałem, że w średniowieczu nie wiedzieli jeszcze co to kartka papieru. W końcu wpadłem na świetny pomysł. Ścisnąłem mocno dłoń, aż paznokcie wrzynały mi się w skórę i z podłogi zaczęła kiełkować roślina. Pięła się ku górze rozstawiając swoje gałązki. W końcu była na tyle wysoka, bym mógł powiesić na jednej z jej gałęzi pergamin. Nadziałem go na jedną z gałązek po czym zadowolony z siebie zawołałem do Catherine. Ona zaś ubrana podeszła do mnie, zaczesując włosy w koka.
- Co ty zrobiłeś?!– zawołała zdziwiona.
Uciszyłem ja trochę przypominając, że niektórzy jeszcze śpią. Mogłem przypuszczać, że jej się nie spodoba to coś, wyrastające spod podłogi.
- Nie przesadzaj, zrobiłem – nie wiedziałem jak to nazwać – wieszaczek na pergaminy, bo nie mogłem go przymocować do ściany.
Załamana Catherine spojrzała się na moje dzieło przecierając zaspane oczy. Chyba nie mogła uwierzyć w to co widzi, myślała, że to zwykły sen. Lecz nie, to była najprawdziwsza rzeczywistość. Chciałem ją nawet uszczypnąć, ale miałem wrażenie, że mnie uderzy czy coś. Na wszelki wypadek odsunąłem się od niej o krok.
- Wieszaczek.. Człowieku, czy tobie te średniowiecze za mocno uderzyło do głowy? Jak myślisz, czy każdy pierwszy mieszkaniec tego miasta ma w kącie pokoju małe drzewko, które wyrasta spod jego podłogi?
- Trzeba być oryginalnym – odparłem całkowicie pewny swych przekonań.
Oburzona blondynka wbiła wzrok w podłogę mrucząc coś pod nosem. Końcem końców ostatecznie zaakceptowała mój pomysł mimo, iż uważała go za niepotrzebne wykorzystywanie mojej mocy. Ja jednak wziąłem to za mały trening i byłem z siebie dumny, ponieważ od kilku dni ćwiczyłem tą umiejętność aż w końcu udało się wyhodować piękne, zdrowe drzewko. Wcześniej była to jakaś kupa zeschniętych gałęzi na kiju. Gdy tak myślałem przypomniało mi się, że chciałem iść z Catherine do lasu, aby poszukać nasion ziół.
-Nie przesadzaj już, koniec zrzędzenia, chodź lepiej poszukać jakiś ziół w lesie, mam kolejny świetni pomysł – powiedziałem, obawiając się kuksańca. Lecz ona tylko uniosła głowę spoglądając na drzwi.
- Chodźmy.
***
Szliśmy powoli korytarzem uważając, by nikogo nie obudzić. Na szczęście wszyscy spali jak zabici i udało nam się wyjść na zewnątrz nie robią zbyt wielkiego szumu i zamieszania, którego za wszelką cenę chcieliśmy uniknąć. Pociągnąłem za klamkę drzwi i przepuściłem Catherine pierwszą. Tuż za nią wyszedłem ja i od razu ruszyliśmy w stronę niewielkiego lasu niedaleko naszej chatki. Dzisiejszy dzień był bardzo ładny, słońce świeciło bardzo mocno otulając swymi gorącymi promieniami mieszkańców miasteczka a wkoło nas unosił się przyjemny zapach świeżo skoszonej trawy, który wiatr przywiał z przedmieść. Tutaj każdy dzień wygląda inaczej niż w Francji. Czasami wydaje mi się, że nawet słońce wstaje szybciej, aczkolwiek czas płynie wolniej.
Szliśmy łąką, na otwartej przestrzeni, powoli zbliżając się do lasu. Nie rozmawiając, rozglądając się na około, niespokojni przemierzaliśmy kolejne metry. Jedyne co mieliśmy przy sobie to torby, a w nich zielnik, nóż i kilka złotych monet. Nie znaliśmy tutejszej waluty, więc nazywaliśmy ja po prostu złotymi monetami ze względu na ich barwę, aczkolwiek wątpiłem, że są odlane z takiego kruszcu jak złoto. Wiedzieliśmy, że pójście do lasu sami było dość ryzykownym pomysłem ze względu na dzikie zwierzęta żyjące w lesie lub rabusiów. Nie zagłębiając się w las postanowiliśmy najpierw pochodzić po obrzeżach i tam poszukać jakiś ziół nie rozdzielając się. Z racji mojej złej orientacji w terenie, by się nie pogubić to Catherine nami kierowała. Bardzo łatwo było się tutaj zgubić, drzewa rosły bardzo gęsto a wysokie krzewy trochę uniemożliwiały rozglądanie się na boki. Spoko my chodziliśmy tylko na obrzeżach to bałem się co by było, gdybyśmy poszli trochę bardziej w głąb.
Po zaledwie godzinie marszu zebraliśmy wystarczającą jak na razie ilość nasion. Było to około pięciu garści. Jak na moje standardy kompletnie mi to wystarczało. Z resztą nawet jeśli by nie, to i tak bym musiał jakoś się z tym pogodzić. Nie chciało nam już się tłuc po lesie. Zawróciliśmy i powoli zaczęliśmy iść w stronę chatki Orena. Dochodząc do ścieżki, która prowadziła przez łąkę i do chaty poczułem czyjąś obecność. Zacząłem iść wolniej. Byłem ciekaw, czy rzeczywiście ktoś tam jest, czy to tylko moja wybujała wyobraźnia robi sobie ze mnie żarty. Wiem, że spowolnienie kroku mogło być trochę ryzykownym pomysłem, kiedy ktoś czaił się w lesie, lecz ciekawość wzięła górę. Bacznie obserwowałem las, przyglądając się każdemu drzewu.
- Coś się stało, Mat? – zapytała Catherine, zdziwiona moim nagłym spowolnieniem tępa.
- Mam wrażenie, że ktoś się kryje wśród drzew, słyszę coś – odpowiedziałem, kompletnie skupiony na jednym, ciemnym punkcie pomiędzy dwoma drzewami liściastymi, centralnie na przeciwko nas.
Coś się nagle poruszyło. Serce zaczęło mi mocniej bić, gdyż bałem się, ze to może być jakieś zwierze żyjące w lesie, albo co gorsze jakaś zasadzka. Mimo to podjąłem decyzję, by jeszcze nie uciekać, utrzymać nerwy na wodzy i wytrzymać kilka chwil. Słyszałem jak mocno bije moje serce, a oddech staje się coraz szybszy. Catherine wyglądała bardziej na zdziwioną niż na przestraszoną. Nagle w lesie coś się poruszyło. Przygotowałem się do ucieczki. To coś zbliżało się do nas. Oboje zaczęliśmy biec ile siły w nogach, by uciec przed tym. Obejrzałem się za siebie i zobaczyłem tylko średniego wzrostu postać w czarnym płaszczu, z pod którego wystawały jedynie złote loki...
Czytałam już jakiś czas temu, ale jakoś brakło mi czasu i/lub chęci na komentowanie. Musisz mi wybaczyć :D.
OdpowiedzUsuńRobi się coraz ciekawiej. Ta postać w jasnych lokach wzbudziła moją ciekawość, choć domyślam się, kto to może być. Jednak ciekawi mnie, jak dalej potoczy się akcja.
Drzewo jako wieszaczek... Ten Matheo jest pomysłowy! I zaradny. Dobrze wykorzystuje swoją moc :D.
Błędy jakieś tam były, ale da się to naprawić ;).
Weny! :*
Catherine jest bardzo rezolutna, dobrze, że Matheo ją ze sobą zabrał, bo nie wiem czy by sobie biedak sam poradził. ;) Bardzo mi się podobają jego rozmyślania w każdym razie, są takie z przymrużeniem oka i ogólnie przyjemne w czytaniu. Jestem strasznie ciekawa, kogo oni tam spotkali na szlaku, mam swoje typy, ale wolę zaczekać na rozwinięcie akcji.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Też mam pewne podejrzenia, ale także wolę poczekać na rozwinięcie :) I racja Matheo nie poradziłby sobie bez Catherine, ona jest jego rozsądkiem :) Notka bardzo ładna, zaczyna się coś dziać, także czekam z niecierpliwością na rozwój akcji i zdradź nam kto to jest ta złotowłosa postać :)
OdpowiedzUsuńTośka
Potrzeba matką wynalazków, nie ma to jak wieszak z wystającego z podłogi drzewka ;) Ale skoro naszym bohaterom przyszło żyć w tak odmiennych warunkach od tych, które tak dobrze znali, do których byli przyzwyczajeni, to właściwie dlaczego mają nie wykorzystywać swoich mocy? Oczywiście w zaciszu własnego domu... Lubię i Cat i Mata, urocze dzieciaki :) I jestem ciekawa kogo spotkali
OdpowiedzUsuńSposób myślenia Matheo i Catherine jest dla mnie tak nieprzewidywalny, że właściwie przed każdą notką zastanawiam się: co też te dzieciaki znowu wymyślą? Ale są tacy kochani! Chociaż z drugiej strony, gdybym miała być Catherine i niańczyć tak mojego starszego brata, to bym go chyba udusiła we śnie. A tak poważnie- dobrana z nich para i jestem pod wrażeniem tego, jak ładnie skonstruowałaś tą dwójkę i jak udaje ci się być konsekwentną w tym jak o nich piszesz, jednocześnie widać, że ciągle starasz się być lepsza.
OdpowiedzUsuńCałuję!
Lei
Dzień dobry, że się tak grzecznie przywitam, w te niedzielne, jakże brzydkie popołudnie.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, o ile mogę sobie na to pozwolić, to miałam wrażenie, że pisałaś tą notkę na szybko. Parę razy na samym początku zauwazylam problem z przecinkami, ale to takie o ;) Bo komu się to niby nie zdarza. Co do pomysłu z drzewkiem, przepraszam, ale przed oczami stanął mi widok typowego amerykanina, któremu jak zabierze się podstawowe sprawy, to nie wie co zrobić. Ja od razu pomyślałam o młotku i gwoździach, no ale... To tylko ja i moje dziwne fanaberie. Oczywiście, gdybym sama miała moc robienia takich cudów, pewnie sama stworzyłabym podobne drzewko. Milknę już i przechodzę do sedna,
Zauważyłam już jakiś czas temu w Twoich notkach taką fajną sprawę. Na początku wszystko jest takie spokojne, prawie sielanka, a potem BUM i walisz mi o facecie w pelerynie. No proszę Cię, kto to jest? Dziewczyny mają jakieś przypuszczenia a ja nic, kompletna, czarna pustka. Och, jak ja tego nie lubię!
Pozdrawiam i całuję,
F.