piątek, 12 lipca 2013

Część VIII


Dla całej Serii Nitya.
Krótko, ale konkretnie.
I've gotta fight today
To live another day
Speaking my mind today 
 My voice will be heard today
Skillet - Hero 

Biegliśmy co sił w nogach, nie dając tajemniczej postaci w czarnym płaszczu najmniejszych szans na dogonienie nas. Strach, który z każdą chwilą był coraz większy dodawał nam skrzydeł. Pędziliśmy po wydeptanej drużce nie patrząc za siebie, a modląc się, by nic się nam nie stało. Szczególnie bałem się o Catherine. Długa suknia sprawiała, że coraz ciężej się jej biegło, co spowalniało nas bardzo. Gdy tak biegliśmy wpadł mi do głowy pewien – moim zdaniem – kolejny świetny pomysł. Stanąłem i odwróciłem się w stronę tego czegoś. Zdezorientowana Catherine ciągnęła mnie za rękę i prosiła byśmy biegli dalej. Lecz ja czekałem, aż postać będzie wystarczająco blisko. Wyciągnąłem w jej kierunku rękę i miałem tylko nadzieję, że moc mnie nie zawiedzie. Ścisnąłem mocno dłoń i zamknąłem oczy. Boże, daj mi siłę. Otworzyłem oczy i zobaczyłem czarną postać owiniętą w pnącze. Próbowała się wyrwać, wierciła się, ale nic to jej nie dawało. Cieszyłem się, że tym razem moc mnie nie zawiodła. Zdecydowałem się na dość odważny krok. Podszedłem do ciemnej, zakapturzonej postaci i zdjąłem jej z głowy czarny kaptur. Ku mojemu zdziwieniu nie ujrzałem niebezpiecznej twarzy bandyty, pełnej blizn, tylko delikatną, piękną, kobiecą twarz. Złote loki doskonale podkreślały błękit jej oczu.
- Kim jesteś i czemu za nami biegłaś? - Zapytałem.
Kobieta wyglądała na około dwadzieścia pięć lat. No dobra, może przesadziłem.. dwadzieścia. Patrzyła się na mnie jakby błagając, bym ją wypuścił z mocnego uścisku pnączy. Nie zrobiłem tego. Mimo niewinnego wyglądu mogła być niebezpieczna. Nie warto było tak ryzykować.
- Uciekajcie, co sił w nogach! Wielki, niebezpieczny zwierzak czai się w lesie! Wypuśćcie mnie, proszę.
Spojrzałem pytającym wzrokiem na Catherine, która kiwała przecząco głową. Widać, że nie była za wypuszczeniem kobiety, ale przecież nie można jej tu tak zostawić. Pstryknąłem dwa razy palcami a pnącza uschły, opadając na ziemię.
- Dziękuję ci, za uwolnienie, panie.
- Mów mi Matheo, a najlepiej Mat. A ty jak się nazywasz?
Kobieta wyglądała, jakby się przez chwilę zastanawiała. Rozglądała się i jąkała, aż w końcu powiedziała:
- Moriele.
- Moriele? Dziwne imię. - powiedziałem.
- Jak każde inne. A skąd jesteście?
Na te pytanie nie miałem ochoty odpowiadać. Przecież nie mogłem powiedzieć kobiecie, którą widzę pierwszy raz na oczy, że jestem posiadaczem kryształy żywiołu z przyszłości, który wraz ze swoimi znajomymi uratuje świat.
- Przybyłem z dalekiej krainy, której krajobrazy nie mogą się równać z tym, co widzę tutaj każdego ranka.
Siostra szturchnęła mnie w bok łokciem i dyskretnie szepnęła mi do ucha.
- Dobra ściema, pół sukcesu. A teraz chodź już z powrotem do chatki.
Dobry pomysł. Z resztą Moriele wydawała mi się bardzo podejrzana, jeszcze to dziwne imię. No ale w końcu to średniowiecze. W sumie, to nawet nie miałem ochoty na dalszą rozmowę z tą osobą. Musieliśmy jedynie uważać. Mogła za nami pójść i dowiedzieć się, gdzie przebywamy. Postanowiłem iść jakąś okrężną drogą, by ją zgubić.
- Wybacz, ale musimy cię opuścić. Żegnaj. - powiedziałem, po czym odwróciłem się energicznie na pięcie, złapałem Catherine pod rękę i poszliśmy razem przed siebie. Usłyszeliśmy za plecami, jak Moriele upadała. Moja siostra obejrzała się za siebie i zobaczyła, że kobieta leży na ziemi i walczy z oplatającym jej kostkę korzeniem. Popatrzyła się na mnie i zapytała:
- To twoja sprawka?
- To tak na wszelki wypadek, jakby wpadło jej do głowy nas śledzić. Musimy zyskać na czasie.
Catherine pokręciła głową i przyśpieszyła kroku, nie pytając już o nic.

***

-Co myślisz o tej kobiecie? - zapytała Catherine, która siedziała na łóżku z książką o zielarstwie na kolanach.
Nie wiedziałem, co mam jej odpowiedzieć. Kobieta wydawała mi się strasznie podejrzana, a historyjka o wielkim, niebezpiecznym zwierzaku wyssana z palca.
- Sam nie wiem. Nie chce mi się nawet o niej myśleć. No bo po co?
- No tak. Ale wiesz co? Mi się ona wydawała znajoma. Jestem pewna, że gdzieś ją już widziałam.
Zmarszczyłem brwi ze zdziwienia.
- Wydaje mi się, że kiedy byłam kiedyś w mieście, to szła uliczką i pytała się ludzi, czy nie znają jakiejś gospody niedaleko. - dodała.
- Czyli ona też nie jest stąd.
- Wygląda na to, że nie, nie jest.
- A może.. A może ona też jest posiadaczką kryształu?
Z usta Catherine jako odpowiedź usłyszałem jedynie głośne ' pfffff '. Może miała rację? Przecież jakby była posiadaczką kryształu, to trafiłaby razem z nami wtedy na łąkę przed domkiem Orena. Z resztą nawet nie wyglądała, jakby miała kryształ. Czułbym to, jestem tego pewien, a stając koło niej, czułem jedynie chłód, lęk i złą energię, która pewnie wynikała ze zdenerwowania.
Położyłem się na łóżku. Po naszej dzisiejszej wyprawie do lasu nogi bolały mnie nie miłosiernie. Myślałem, że zaraz mi odpadną. W średniowieczu wszystkie dróżki były niezwykle kamieniste, a podeszwy – przynajmniej w moich butach – cienkie i styrane. Każdy krok był bolesny i bardzo dotkliwy.
Leżałem na łóżku wbijając wzrok w sufit. Średniowiecze zaczęło mi bardzo odpowiadać. Te świeże, niezanieczyszczone powietrze, tak dziewicza ziemia. Jeszcze do tego ta cisza dookoła. Była jak muzyka dla moich uszu. Zatracając się w niej często myślałem o przyszłości, o tym, co będzie jak tata wróci do domu, a nas nie będzie, a później pojawimy się ni stąd ni zowąd. O ile w ogóle wrócimy.
Postanowiłem się jednak nie przytłaczać tym i zacząć - tak ja Catherine - czytać trochę o ziołach, które mamy zamiar uprawiać. Żałowałem, że nie ma tutaj internetu. Byłoby o wiele szybciej. W dodatku książki, które mieliśmy w szafie o mało nie rozpadały się nam rękach. Musieliśmy uważać, by kartki nie powypadały. Wszystkie te książki wyglądały zresztą tak samo. Wszystkie było w brązowych, skórzanych okładkach, a w środku każda strona była przepięknie ozdobiona kolorowymi obrazkami i zawijasami. Pomyślałem, że te książki musiały wcześniej mieć bogatego posiadacza. W końcu w średniowieczu nie każdy mógł sobie pozwolić na coś takiego.
- Uważaj, strony nie są ponumerowane. Jeśli się pomylą, to ciężko będzie je uporządkować – powiedziała Catherine, kiedy wyjmowałem książkę z szafy.
- Spokojnie, dam sobie radę – odpowiedziałem. - Wyczytałaś coś ciekawego?
- Nic. Piszą tu tylko o tym, czego sama bym się domyśliła.
- Eh, no trudno. Jeśli nie piszą tam nic nowego, to chyba uprawa tych ziół nie musi być niczym trudnym?
- Raczej nie.
Wziąłem wszystkie książki i położyłem je na łóżku Catherine. Usiadłem naprzeciwko niej, krzyżując nogi. Zacząłem czytać, linijka po linijce, strona po stronie, książka po książce. Mimo, że wszystko było okropnie nudne wiedziałem, że to może mi pomóc uniknąć jakiś błędów. Siedzieliśmy w blasku świec do późnej nocy, dopóki każda książka nie została zgłębiona. Poszliśmy spać bardzo późno. Miałem wrażenie, że jeszcze chwila, a zastałby nas wchód słońca. Idźmy spać, bo zastanie nas nowy dzień, a dla nas poprzedni jeszcze się nie skończył.