Świąteczna notka specjalnie dla wszystkich seriowiczek.
Wesołych i spokojnych Świąt Wielkiejnocy :D
- Boże, jaki z ciebie idiota - marudziła Catherine.
- Ale to nie jest moja wina, rozumiesz? Ja nic nie zrobiłem! - próbowałem jej wytłumaczyć, ale to chyba było bezcelowe gadanie, bo do niej, to jak do ściany
- Tak, oczywiście, może to ja nas tutaj przeniosłam ? - zapytała sarkastycznie blondynka.
- Boże, zamknijcie się oboje - warknęła zirytowana Ariana.
Mimo, że Catherine była moją siostrą, to czasami miałem ochotę jej zakleić usta, aby żadne słowo z nich już się nie mogło wydostać. Odwróciłem się do niej plecami, nie mogąc znieść już tych ciągłych oskarżeń z jej strony. Nagle, zauważyłem za nami sporą gromadkę równie zszokowanych ludzi. Wszyscy stali i nie wiedzieli co się stało. Widziałem ich wszystkich pierwszy raz na oczy. Na pierwszy rzut oka, rzuciły mi się dwie blondynki, które stały najbliżej nas i wyglądały zresztą tak samo. Jedna z nich była jeszcze w piżamach i miała pełno pisany w ustach.
- Wygląda jak by miała wściekliznę - burknęła obrażona Catherine. Ostatnio stała się strasznie marudna i wredna. Nigdy wcześniej tak się nie zachowywała
- Catherine! - skarciła ją oburzona Ariana
- Opanuj się - odpowiedziałem krótko, nie chcąc znowu zaczynać kłótni z nią. Dalej, stały kolejne dziewczyny - szatynka, o miłym wyglądzie i delikatnych rysach twarzy oraz, towarzysząca jej blondynka. W tłumie dojrzałem jeszcze kilku innych dziewcząt oraz kilku mężczyzn. Patrzyłem jeszcze przez kilka chwil na ludzi wokół mnie, gdy przez harmider złożony z wielu krzyków do moich uszu dotarł spokojny, cichy głos starca, siedzącego na fotelu bujanym. Nikt wcześniej nie zwrócił na niego uwagi ,tym bardziej, że on też nie wydawał się zauważać tłumu rozwrzeszczanych ludzi przed swoim domem, co było dziwne. No bo, jak można nie zauważyć grupy rozkrzyczanych, młodych ludzi?
-Co to za ludzie, do cholery...-mruknęła jakby do siebie Ariana
- Nareszcie jesteście. Długo kazaliście na siebie czekać - rzekł beznamiętnym tonem. Wydawał mi się znajomy, ale w tej chwili nie mogłem sobie przypomnieć skąd go kojarzę. Staruszek pyknął spokojnie fajkę i ponownie zwrócił się w naszą stronę. - Witajcie w Mistyi. Moje imię brzmi Oren i to ja was tu wezwałem. Od dzisiaj jestem waszym mentorem, który pomoże wam w wypełnieniu waszej misji - rzedł do nas.
- Jakiej misji ?!- spytał głośno wysoki, zapewne najstarszy z nas wszystkich mężczyzna. Wyglądał na dość pewnego siebie. Czułem, że to jeden z kolejnych posiadaczy kryształów.
Staruszek udał, że w ogóle nie słyszał pytania. Huśtał się nadal delikatnie na fotelu i popalał fajkę, przyglądając się dokładnie wszystkim zebranym, a zwłaszcza temu blondynowi.
- Skoro tu jesteście, to domyślam się, że każde z was posiada kryształ i w miarę zdaje sobie sprawę z faktu, że jesteście posiadaczami niezwykłej mocy. Cała wasza moc i wszystkie siedem kryształów należało kiedyś do mojej siostry, Nityi. Dostała je od naszego ojca Artymosa w ramach pomocy w walce przeciwko złu. Jednak zło zbyt mocno wkradło się w serca ludzi i doprowadziło ją do zagłady. Wysłałem kryształy w świat, by znalazły godnych posiadaczy i oto jesteście - rzekł, po czym rozejrzał się uważnie dookoła. Przyglądał się wszystkim po kolei. Najdokładniej przyglądał się tym osobom, które były posiadaczami kryształów. Wręcz świdrował je wzrokiem. Kiedy rzucił wzrokiem w moim kierunku, poczułem się na prawdę głupio i niezręcznie. Jego wzrok był straszny, aż mnie ciarki przechodzą gdy sobie go przypomnę.
- Co się z nią stało - spytała nieśmiało nieznana brunetka, co spowodowało, że Oren, skupił wyłącznie na niej swoją uwagę.Staruszek uśmiechnął się, po czym zaciągnął mocno fajką i wypuścił z ust siwy dym. - Nie żyje - odpowiedział beznamiętnym tonem, nie odwrywając wzroku od tej dziewczyny. Po dłuższej chwili wstał z bujanego fotela i poprawił swoją szatę w kolorze ciemnego brązu, po czym westchnął ciężko, jakby sprawiło mu to niewyobrażalnie wielki wysiłek. - Ale opowiem wam o tym i wielu innych rzeczach później. Na razie powinniście się rozgościć i zrobić ze sobą porządek. -rzekł do nas. Czyżby sugerował, że aż tak źle wyglądamy?
Oren powoli udał się do swojej chatki, nakazując gestem, byśmy udali się za nim. Ciekaw byłem, jak piętnaścioro ludzi zmieści się do takiej małej, drewnianej chatki. Mimo wszystko złapałem nadal obrażoną Catherine za rękę, ponieważ ona sama by się nie ruszyła i podążyliśmy za całym tym tłumem. Ariana podążyła za nami. Będąc już w środku, zauważyłem, że mężczyzna odgarnia na bok brunatną skórę niedźwiedzia, która leżała na podłodze małego pomieszczenia i podnosi małą klapę. Po chwili zszedł na dół, a co odważniejsi za nim. Niektórzy rozglądali się niepewnie, jakby szukając drogi ucieczki. Chodź byłem jednym z pierwszych, którzy zeszli na dół, wcale nie dziwiłem się pozostałym. To wszystko było na prawdę dziwne. No bo jak to inaczej nazwać? Lądujemy na łące przed domem jakiegoś starca, który zaprasza nas do swojego domu i każe schodzić.. nawet nie wiem gdzie. Gdy wszyscy byli już na dole, widać było tylko słabo oświetlone korytarze i drzwi do mnóstwa pomieszczeń.
- Macie tutaj mnóstwo pokoi. Każdy znajdzie coś dla siebie. Jeśli drzwi są zamknięte, to oznacza, że jest to moje prywatne pomieszczenie, do którego macie kategoryczny zakaz wejścia - rzekł groźnym tonem staruszek, żywo przy tym gestykulując. Catherine spojrzała się na mnie dziwnie. Wiem, że pewnie chciała powiedzieć coś w stylu ,, w co ty nas wpakowałeś? ‘’ , ale chyba nie miała odwagi.W końcu po przejściu długich korytarzy, wszyscy dotarli pod wielkie, dębowe drzwi. O dziwo otworzenie tak wielkich i ciężkich drzwi nie sprawiło Orenowi żadnego problemu. Wszyscy weszli do ogromnego pokoju, w którym znajdował się kominek, ławki, stoły, a na środku stała ogromna skrzynia. Mężczyzna podszedł do niej i zaczął wyciągać z niej różne stroje. Najpierw pomyślałem, że to jakiś żart, ponieważ ubrania wyglądały rodem, jak wyciągnięte ze średniowiecza, ale przecież to nie było możliwe..W końcu również my dostaliśmy nasze stroje. Widziałem zachwyt na twarzy Catherine. Ona uwielbiała takie rzeczy i od kiedy tylko pamiętam, bardzo interesowało ją średniowiecze. Szczerze, t ja już bym chyba wolał ubrać suknie. W moje ręce dostały się bufiaste spodnie, rajtuzy chyba ze trzy koszule, kamizelka.. Boże,ile tego było!
- Nie no, będę wyglądał jak klaun -szepnąłem do siostry, która wręcz podskakiwała z radości, trzymając w dłoniach kremową suknię.
- Mi się tam podoba - odparła, spoglądając na mnie z szerokim uśmiechem. Tak, ona miała się z czego cieszyć. W końcu to było spełnienie jej marzeń.
- Ehh, ja chyba idę poszukać innych spodni, bo jak na nie patrzę to mnie krew zalewa ??? rzuciłem przez ramię do Catherine, idąc w kierunku starca. Nie chciałem z nim zaczynać jakiejkolwiek konwersacji, więc postanowiłem poczekaj aż odejdzie od skrzyni i samemu czegoś poszukać.
Oren nie odchodził, lecz dalej wyciągał ubrania. Pełno sukni, sukni i jeszcze raz sukni. W końcu w naszej grupie przeważały kobiety. Mimo wszystko dalej tam stałem. W końcu po jakimś czasie mężczyzna wyciągnął coś z męskiej garderoby. Wydawało mi się, że to spodnie. Wyciągnąłem rękę i wziąłem od starca ubranie, po czym od razu szybkim krokiem ruszyłem w stronę Catherine.
- Zobacz co mam - rzekłem do siostry, wyciągając przed siebie rękę z zdobyczą w dłoni.
- Gratuluję, masz spodnie - odparła, zdziwiona moją radością ze spodni. - Wiesz, ja chyba pójdę znaleźć jakiś wolny pokój, bo widzę, że prawie wszyscy już poszli do siebie.
Rozejrzałem się dookoła. Rzeczywiście. Z całej naszej grupy zostało tylko kilka osób. Czyżbym aż tak długo oczekiwał tych spodni? Ale na szczęście zdobyłem to co chciałem. A koszule? Mam ich tyle, że wystarczą mi chyba na cały tydzień. Będę je ubierał codziennie, pojedyńczo, żeby mieć zawsze coś świeżego. Ciekaw byłem tylko jak ja mam to wyprać, bo po drodze nie widziałem nigdzie żadnego proszku do prania.
- Idziesz ze mną? - rzedła Catherine, wyrywając mnie z zadumy.
-No, przecież nie będę tu stał jak kołek. - odpowiedziałem, po czym ruszyliśmy korytarzami, poszukując przyjemnego pokoiku dla siebie.