poniedziałek, 10 grudnia 2012

Matheo, część III

Mimo, iż byłem bardzo zmęczony podróżą, zaśnięcie tej nocy było dla mnie wyzwaniem, któremu nie mogłem sprostać. Leżąc na tym niewygodnym łóżku, rozmyślałem co może na nas czekać w Mestii. Na zdjęciach w internecie wydawało się być zwykłym, gruzińskim miasteczkiem. Przyznam, że nocą wyglądało pięknie, ale w ciągu dnia, nie można było zauważyć nic zapierającego dech w piersiach, poza kilkoma murowanymi wieżami i gęsto osadzonymi domami mieszkańców które wyglądały uroczo.
Po chwili spadł mi do głowy pewien pomysł. Skoro ciągle rozmyślam na temat podróży, dlaczego by nie przelać tych myśli na papier? Pomyślałem, że spisywanie moich przemyśleń może być dobrym pomysłem. Wstałem więc z łóżka i zacząłem szukać jakiegoś zeszytu bądź notatnika, w którym będę mógł wszystko spisywać. Najpierw zerknąłem do walizki Catherine, ponieważ ona lubi wozić ze sobą rzeczy tego typu. Robiłem to bardzo ostrożnie. Wiedziałem, że gdyby przyłapała mnie na szperaniu w jej rzeczach, miał bym kłopoty. Nie dziwie się, ja też nie lubię jak ktoś wkłada nos w nie swoje bagaże.
Niestety, okazało się że w walizce nie ma ani pustego zeszytu, ani notatnika. Znalazłem tylko kilka niezapisanych kartek w kratkę, które postanowiłem wykorzystać. Usiadłem przy biurku które stało koło mojego łóżka i zacząłem pisać.
Pisanie nie jest łatwą rzeczą, kiedy jedynym źródłem światła jest światełko z komórki, ale lepsze to, niż pisanie po ciemku. Wybazgranie całej notatki zajęło mi około 45 minut. Nie była ona specjalnie obszerna, gdyż nie byłem stworzonym pisarzem, co widać było już po pierwszym, niedbale napisanym akapicie. Przeczytałem notatkę jeszcze raz,sprawdzając czy nie ma błędów i usiadłem na łóżku. Przykryłem się kilkoma kocami, tak aby nie zmarznąć, i wziąłem na kolana laptopa. Może internet nie działał tu mego szybko, ale zawsze mogło być gorzej. Wstukałem w wyszukiwarkę ,,Mestia’’ i zacząłem czytań wszytko co mi wpadło w oko. Nie dowiedziałem się w praktycznie niczego nowego. Na wszystkich stronach było to samo, żadnych nowych informacji. Resztę nocy spędziłem na serfowaniu po internecie w poszukiwaniu jakichkolwiek wiadomości na ten temat.
Rano, kiedy wszyscy już byli na nogach, Ja i Catherine zeszliśmy na dół, i zrobiliśmy śniadanie dla wszystkich. Barmanki jeszcze nie było, więc mieliśmy cały parter do własnej dyspozycji. W sumie, cały ten wyjazd nie był taki zły. To była dobra szkoła na przyszłość. Taka.. szkoła samodzielności.
Po jakimś czasie oczekiwania na Ariannę, która była jeszcze na górze usiedliśmy za stołkach koło baru, i zaczęliśmy jeść. W końcu, po dłuższej chwili ,czerwonowłosa zjawiła się.
- Długo każesz na siebie czekać-rzekłem z uśmiechem na buzi. Dziewczyna spojrzała się w moją stonę.
– Przepraszam! Ale przez cały czas szukałam suszarki do włosów w łazience - tłumaczyła się. - W końcu, okazało się że jej nie ma! Skandaliczne!
Siedząca koło mnie Catherine, powstrzymywała się od śmiechu. Nie dziwie się jej. Też miałem ochotę wydać z siebie głośny śmiech, ale to by nie było miłe względem Arianny.
- Jeśli chcesz, mogę ci pożyczyć moją suszarkę- odpowiedziała Catherine, wstając z krzesełka i wkładając talerz do zlewu.
- Byłabym wdzięczna - rzekła Ariana, patrząc na swą ,,wybawicielkę’’.
Kiedy dziewczyny poszły na górę, Ja w tym czasie wziąłem ostatniego kęsa swojej kanapki z serem, po czym wyszedłem na zewnątrz, poszukać w okolicy baru mężczyzny, któremu miałem pomóc w naprawieniu dachu szopy koło baru.
Chodziłem chwilę wokół gospody zanim znalazłem mężczyznę któremu miałem pomóc. Wyglądał on całkowicie inaczej niż go sobie wyobrażałem. Był ubrany w czerwoną, flanelową koszulę w kratkę i ciemne spodnie ubrudzone olejem. Postać wysokiego, potężnego mężczyzny z lekką nadwagą sprawiała, że wyglądał on nieco przerażająco. Miał gęstą brodę i wąsy, które zakrywały sporą część twarzy. Stojąc tak przed nim czułem się jak krasnoludek w krainie olbrzymów.
- Oooo, witaj młodzieńcze! Ty pewnie jesteś Matheo? – Śmiałym, grubym głosem odezwał się mężczyzna. Tak na prawdę, przypominał mi trochę Hagrida.
- Tak, a pan to...?-zapytałem.
- Mów mi Demitrie.
-Dobrze, panie Demitrie...
- Demitrie, po prostu. Bez ,,pan’’ – poprawił mnie. Wydawał się być innym mężczyzną niż na pierwszy rzut oka. Pewnie zyskał by jeszcze prze bliższym poznaniu.
- Mhm- mruknąłem- Więc, co mam zrobić?
Mężczyzna odwrócił się, i kazał mi iść za nim. Mimo, iż byłem trochę skrępowany, próbowałem nie dać mu tego do zrozumienia.
Szedłem za nim krok w krok, aż doszliśmy do szapy z narzędziami. Spędziliśmy czas tam na naprawianiu dachu, lecz najpierw Demitrie wytłumaczył mi do czego służą poszczególne narzędzia.
***
Wieczorem odebraliśmy samochód i ruszyliśmy w dalszą podróż. Najpierwsz wszyscy ochoczo brali udział w rozmowie, ale z czasem każdy zaczął się zajmować własnymi sprawami. Arianna umilkła pierwsza, zajmując się prowadzeniem samochodu, Catherinne słuchała muzyki, po czym później zasnęła, a ja przyglądałem się krajobrazom, które były na prawdę wspaniałe. W życiu nie widziałem czegoś takiego...
Lecz, przez całą podróż wciąż nękała mnie myśl... Co spotka nas w Mestii?